13. 10. 2012 r. SOBOTA
- Czyli idziemy teraz do Booracka, mówimy mu, że to wy i wykopujemy was ze szkoły? - upewniła się zdawkowo Laura.
- W skrócie - odrzekł jej Crister.
- A te małe? - zapytała Rosalie, mając na myśli Dominique i Fiffie. - Gdzie one są?
- Jak będą chciały się przyznać, to same to zrobią - odparła Victoire, odgarniając wprawionym ruchem srebrne włosy.
- Ale one nie będą chciały nigdy, więc to w zasadzie żadna różnica - odezwałam się.
- A ten tu po co? - Laura, zagorzała przeciwniczka wszystkich mężczyzn, wskazała na Teddy'ego.
- Jako świadek - objaśniła Victoire.
- Świadek? - Florence podrapała się po zakolczykowanym nosie.
- Tak Flora, świadek. - Crister spojrzał na nią z miną typową dla przedszkolanki - Osoba, która zeznaje tylko dlatego, że przez przypadek jej tyłek znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.
- Brawo Crister, wykazałeś się zaskakującą umiejętnością sklejania zdań - odcięła się Florence, poprawiając wysokie rude kitki. - Nikt się tego po tobie nie spodziewał...
- Dosyć - przerwała im Carrie Ackerley, podtrzymująca zwykle poziom w grupie. - Czyli on idzie jako świadek - upewniła się rzeczowo, patrząc na Teddy'ego, Victę i mnie.
- Tak, bo to on pożyczył nam wtedy niewidkę - poinformowałam ją, wiedząc, iż Carrie z pewnością wymagała bardziej wyczerpującej odpowiedzi niż zwykłe "tak".
- Ach no rzeczywiście! - odezwała się entuzjastycznie Rosalie w stronę Teda. - To przecież ciebie wszyscy nienawidzą jeszcze bardziej od naszej prywatnej prefekciurki.
Za jej plecami Sean spojrzał wymownie w sufit, a Nickie wywróciła oczyma.
- Rose, Sean już nie jest prefektem.
- I co z tego? - żachnęła się Rosalie. - Ale nim był! Prefekcie piętno jest trwalsze od Mrocznego Znaku! - Znowu odwróciła się do Teda - A ty jesteś metamorfomagiem? Bo jak Minerwcia cię wywołała w nockę tamtej afery, to miałeś takie śmieszne czerwone włosy!
- Co? - zdziwił się Teddy, jakby pierwsze o tym słyszał.
- I ty jesteś w czwartej klasie, tak? - Rosalie paplała dalej. - Wiesz, rok to nie znowu taka wielka różnica wieku.
- Rosalie, wiemy, że twoim życiowym celem jest zaliczenie wszystkich chłopców w Hogwarcie i poza nim, ale musimy się pospieszyć - po raz pierwszy odezwał się Sean.
- Zwłaszcza, że ja tu jestem - dodał znacząco Crister.
Rosalie założyła tylko ręce na piersi, a jak Cris się odwrócił puściła do Teda oczko, na co on zareagował raczej konsternacją. Laura parsknęła pogardliwie, a Scarlett wydała z siebie odgłos coś pomiędzy prychnięciem a westchnieniem, po czym kichnęła.
- Ach te eliksirowe opary lochów - Crister teatralnie pokręcił głową. - Boorack chyba nigdy nie załatwi sobie klimatyzacji.
- Chyba raczej zainwestował w ogrzewanie - mruknęła Nickie.
Rzeczywiście, w lochach było dziwnie ciepło, przez co cała wilgoć parowała z oślizgłych ścian.
Florence pociągnęła zakolczykowanym nosem.
- Śmierdzi zgnilizną! - stwierdziła.
- Dziwisz się? - rzekła Carrie, unosząc podbródek z godnością. - To strefa Booracka.
- Wilgoć tych jego obślizgłych komnat włazi mi w kości! - Nickie jak zwykle skarżyła się na reumatyzm.
- Już ci zaraz Boorack przepisze jakąś receptę na listek czegoś tam - zapowiedziała Laura.
- Chyba raczej na truciznę na gnomy - poprawiła ją Scarlett i aż sama się wzdrygnęła, a Nickie, która na tle Seana wyglądała na jeszcze niższą niż była, zrobiła obrażoną minę.
- To tu - powiedział nagle Teddy.
Ja, Victoire, Teddy, Nickie, Sean, Crister, Rosalie, Florence, Scarlett, Laura i Carrie stanęliśmy pod drzwiami gabinetu Booracka.
- Stop! - zawołał Crister. - Pamiętacie, jak ostatnio stary się wkurwiczył, bo nie zapukaliśmy w drzwi? Musimy być grzeczni, pamiętajcie - pouczył z ważną miną, po czym wysoko uniósł pięść i rąbnął w drzwi tak, że aż zadrżały w zawiasach. I otworzył je z hukiem, a my z wrzaskiem wpadliśmy do gabinetu.
Boorack wytrzeszczył na nas swoje świńskie oczka, najwyraźniej mając pewne trudności z błyskawicznym ogarnięciem czy to kolejny napad, czy może zwyczajna hałastra nieznośnych uczniaków. W końcu jednak przekonał się, że raczej to drugie, kiedy Florence zawołała:
- Siema, profesorze!
Jego twarz najpierw zbielała, a potem zrobiła się ceglasta.
- Co to ma znaczyć? - wycedził przez zęby - Nie widzicie, że udzielam właśnie korepetycji mojemu synowi?!
Nasze głowy powędrowały we wskazanym przez niego kierunku na Booracka Juniora, który był mniejszą kopią swojego odrażającego ojca. Paczka Puchonów wcale się nie kryjąc, wymieniła między sobą ironiczne spojrzenia. Wszyscy przecież wiedzą, że Boorack Junior jest szpiegiem Booracka i gdy ten wzywa go na korepetycje, to tak naprawdę chodzi mu tylko o to, by Junior złożył mu raport na temat uczniów, którzy w jakiś sposób podpadli jego ojcu. Sądząc po tym, że Boorack Junior był w czwartej klasie Hufflepuffu, to jego zeznania dotyczyły głównie Paczki Puchonów z 5 klasy.
- Ale przecież pański synal jest na pewno gwiazdą inteligencji, prawda? - odezwała się przymilnie Rosalie. - Po co mu korepetycje?
Boorack zawsze na prawo i lewo wychwalał eliksirowe zdolności swego syna i właśnie dlatego te jego wymyślone "korepetycje" nie były tak przekonujące.
- Nie odpowiadam na taką impertynencję - skwitował teraz. - Czego chcecie?!
- Oczywiście zdaje pan sobie sprawę z tego, że w swojej podejrzliwości jest pan bardzo nieuprzejmy? - upewniła się Carrie.
Boorack przez chwilę piorunował ją wzrokiem.
- Nie ty mnie będziesz pouczać, moja panno! - wykrztusił w końcu.
Carrie cofnęła się o kroczek.
- Nie wiem czyją jestem panną, ale na pewno nie pana!
- DOSYĆ! - wrzasnął Boorack, opluwając cały stół. - Co za czelność zmusiła was do przeszkadzania w korepetycjach mojego syna?!
Boorack Junior łypnął na nas spode łba.
- Przybyliśmy w zaszczytnej sprawie zbezczeszczenia i splugawienia pańskiego gabinetu - oznajmił Crister, a gdy Boorack nadal nie wiedział o co chodzi, dodał:
- Chodzi mi o tę rozróbę.
- Nie podoba mi się pańska gwara! - zawył natychmiast Boorack.
- A mnie się pan nie podoba... - mruknął Crister ale zbyt cicho by Boorack to usłyszał. Głośniej powiedział:
- Chcemy tylko uświadomić pana profesora o jego naiwności w stosunku co do sprawców...
- Dosyć młodzieńcze! - krzyknął Boorack, czerwony na facjacie jak prawdziwy burak. - Jestem naprawdę na granicy swojej wytrzymałości...!
- Jak zawsze - szepnęła Scarlett.
- Odejmuję Hufflepuffowi 15 punktów!
- Ej, to nie fair! - zawołała Florence zamiatając rudymi kitkami. - Powinno być -8, po jednym od każdego!
- W takim razie... - zaczął gniewnie Boorack.
- Proszę pana, da nam pan w końcu powiedzieć z czym do pana przyszliśmy, czy nie? - odezwał się głośno Ted.
Ale Boorack już przeszedł granicę swojej wytrzymałości.
- Już! Do dyrektorki, wszyscy!
- Ale my przyszliśmy do pana - zirytował się Teddy. - Przyszliśmy coś panu powiedzieć!
- W takim razie powiecie także dyrektorce!
- Ale Wasza Boorackowość - powiedział Crister z lekkim politowaniem. - Dyrektorka już to wie!
- To jeszcze raz się dowie!
- No nie! - parsknęła Laura, która nienawidziła wszystkich mężczyzn, a zwłaszcza Booracka. - Czy pan siebie w ogóle słyszy?
- Zasadniczym pytaniem jest czy wy mnie słyszycie! Do dyrektorki, no już! Wychodzimy!
- Napluł pan na swoje biurko - zauważył Sean.
- Chodźmy, zanim napluje na nas... - mruknęła Nickie.
Victoire otworzyła drzwi i cała nasza gromada z Boorackiem na czele wytoczyła się na zewnątrz (w przypadku profesora dosłownie).
- A on czemu idzie? - spytał Crister, patrząc wilkiem na Booracka Juniora, który truchtał tuż za swym tatusiem.
- Mój syn ma prawo chodzić gdzie mu się żywnie podoba.
- To niesprawiedliwe... - fuknęła cicho Nickie. - Dlaczego on ma specjalne przywileje tylko dlatego, że jego stary jest nauczycielem...
- Wiesz - Sean zwrócił się do niej przyciszonym głosem. - Pozycja dzieciara najbardziej znienawidzonego profesora w całym Hogwarcie zobowiązuje.
- Do tego jeszcze z tytułem Naczelnego Buraka Najgorszej Szkoły Eliksirowarstwa w Lochach - dodała Nickie.
Boorack Junior odwrócił się powoli, a wzrok jego świńskich oczek odziedziczonych z pewnością po ojcu, padł prosto na moją siostrę.
- Odwal się od mojego taty, dobre?! - burknął grubym głosem przeciętnego tępaka.
- A ty odwal się od mojej dziewczyny! - wkurzył się Sean.
- Nie podoba mi się pański ton w stosunku do mojego syna - wysyczał profesor Boorack, który to usłyszał. Jego synal natychmiast przytruchtał do niego i gdyby jego ojciec miał spódnicę, z pewnością by się jej uczepił. Sean zacisnął pięści.
- Mnie też boli, że muszę się zniżać do jego poziomu! - zaperzył się.
- Chłopcze, za wiele już sobie pozwalasz!
- Trafił w słaby punkt - wyszeptał zachwycony Crister.
- Po prostu brawo! - kontynuował Boorack. - Naprawdę wiele będę miał do opowiadania pani dyrektor... - jego głos nabrał mściwego tonu.
- Skarżypyta... - zanuciła Scarlett cichutko.
- Zamknij się tykwobulwo! - warknął Boorack Junior.
- Proszę pana, on się przezywa! - zareagował natychmiast Crister.
Boorack udał, że niedosłyszał.
- No nie! - niewytrzymała Carrie. - Pan jest po prostu niesprawiedliwy...
- NIE PODOBA MI SIĘ...
- Panu chyba wiele rzeczy się nie podoba - stwierdził Teddy.
Boorack tylko ukamienował go wzrokiem, ale zaraz odwrócił się, gdy stanęliśmy przed kamiennym gargulcem.
- No... - powiedział rozmarzonym głosem, ochoczo zacierając łapska i mając chytry uśmieszek na twarzy. - Nareszcie... Kurza Melodia!
Posąg odskoczył na bok i wpuścił nas na kamienne stopnie. Boorack zastukał kołatką w kształcie gryfona i weszliśmy do gabinetu McGonagall.
Minerwcia właśnie siedziała za biureczkiem popijając herbatkę i czytając swoje ukochane pisemko "Transmutacja Współczesna". Na nasz widok wstała i klasnęła w dłonie.
- Boorack! Doskonale - powiedziała. - Właśnie miałam cię do siebie wezwać!
- Co... jak... gdzie? - wyjąkał całkowicie zaskoczony Boorack.
- ... w sprawie Rollingsa, Poppy stwierdziła że ten wywar wybiega poza jej zakres...
- Ż-że słucham?
- ...za to ty doskonale znasz recepturę - dokończyła McGonagall, po czym ściągnęła brwi. - A ci co tu robią? - spytała, omiatając gestem ręki mnie, Teda, Viki, puchonów i Booracka Juniora.
- Eeee... - Boorack był całkowicie zbity z tropu.
- My - zaczęła Victoire - my przyszliśmy do profesora Booracka w sprawie tego - zajęknęła się - tego napadu w jego gabinecie.
- Ach tak - rzekła McGonagall nadal marszcząc czoło. - Już rozmawiałam z profesorem na ten temat. Niestety nie chce mi wierzyć - rzuciła mu twarde spojrzenie - i obwinia tych młodych ludzi.
Westchnęła tak, jakby to wszystko było dla niej bardzo nużące i może rzeczywiście tak było.
- Właśnie, ee... nam też nie chce uwierzyć - przyznała Victoire.
- I nie uwierzę! - zawołał Boorack porywczo. - Tak samo jak nigdy nie uwierzę w to, że uczniowie przychodzą do mnie z własnej woli - "Rzeczywiście dziwne" wyszeptał Crister - i sami się przyznają! Toż to istny nonsens! - tu Boorack prychnął ostentacyjnie.
McGonagall przypatrywała mu się ze zmrużonymi oczyma, jakby próbowała ocenić, jak wielkie są u niego objawy skonfundowania.
- Naprawdę nie wierzysz, że uczeń może dobrowolnie przyznać się do winy? - spytała sucho.
- Uczniowie to mali, bezczelni, impertynenccy zarozumialcy, którzy nie widzą nic poza czubkiem własnego nosa! - stwierdził Boorack, gotując się ze złości. - Tak, takie mam właśnie zdanie!
- A ja myślałam, że pan jest choć odrobinę ludzki... - mruknęła Scarlett.
- A więc zmień zdanie! - przykazała mu surowo McGonagall. - Weź się wreszcie w garść!
Boorack stał pośrodku gabinetu, wściekły i zbuntowany. McGonagall westchnęła ciężko, widząc z jakim ciężkim przypadkiem w gronie pedagogicznym musi się zmagać na starość.
- Ja, z moim wieloletnim doświadczeniem - odezwał się nagle portret jakiegoś dawnego dyrektora, na co inne portrety przestały udawać, że śpią i zaczęły przysłuchiwać mu się z uwagą - śmiem sądzić, iż istnieją przypadki, w których uczniowie dobrowolnie przyznają się do występków!
Boorack spojrzał na obraz z mieszaniną złości i niedowierzania.
- Dziękuję ci, Everardzie - powiedziała McGonagall.
- A ja się z tym nie zgadzam! - zawrzasnął piskliwie Fineas Nigellus Black. - Uczniom nie wolno ufać, nigdy! Zwłaszcza jeśli nie są w domu Slazara Slyth...
- To także cenna rada, Fineasie - przerwała mu McGonagall.
- Ja zgadzam się z Everardem, studenci to takie słodkie dzieci - zaszczebiotała jakaś czarownica z portretu obok. - Naturalnie niektóre zachowują się jak łobuzy, ale to nie znaczy, że od razu wszystkim nie można ufać! Nieraz rozrabiaki mają więcej oleju w głowie niż pupilki profesorów!
- Mądre słowa Dilys - uznał portret profesora Dumbledore'a.
- No widzi pan, nawet Dumbledore pana potępia! - krzyknął Crister.
- Musi nam pan uwierzyć! - dodałam.
- Bo czy to samo w sobie nie jest dziwne, że jeżeli dyrektorka "omylnie" ukarała "niewłaściwe" osoby, to one wcale nie opierają się karze? - zapytał Dumbledore - Jeśliby ukarani uczniowie, a w tym przypadku uczennice, byli niewinni, to czy nie upominaliby się o swoje prawa?
- One się przyznają, bo, bo... - zaplątał się Boorack. - Bo to ich sprzymierzeńcy! - wskazał na puchonów. - Czy to nie jest oczywiste? - ciągnął, wyłamując sobie palce ze złoscią. - Przecież Glam ma tu siostrę, na miłość boską!
- No i właśnie gdyby nas pan słuchał, to by pan wiedział! - Victoire w końcu nie wytrzymała.
- Co bym...
- Że to my! Proszę, oto dowód! - wypchnęła Teddy'ego do przodu. - No proszę! Powiedz mu! - A gdy Tedowi włosy zmieniły się już na czerwono z tego wytrącenia z równowagi, powiedziała za niego:
- On nam pożyczył pelerynę niewidkę tamtej nocy!
Boorack wyglądał na zmieszanego.
- Panno... panno Weasley...
Zapadła głęboka cisza, podczas której Boorack poruszał ustami jak rybka w akwarium.
- A więc... a więc to wy - wykrztusił wreszcie.
Victoire pokiwała głową.
- Ty... ty i Glam!
- Tak.
- GLAM! - wrzasnął, aż ja i Nickie podskoczyłyśmy. - Glam, mogłem się tego spodziewać, możesz mieć sobie oceny z eliksirów jakie chcesz, ale zawsze pozostaniesz nieodrodną siostrą swojej siostry ot co, mogłem to przewidzieć, ale Weasley...
Przez chwilę jakby znowu głos zamarł mu w krtani po tym potoku słów.
- POCOŚCIE TO ROBIŁY?!- ryknął w końcu.
- Na brodę Merlina, uspokój się! - zawołała ostro McGonagall. Boorack powoli odzyskiwał panowanie nad sobą.
- Dobrze - powiedział spokojnie i uśmiechnął się sztucznie. - Oczywiście są już ukarane, tak, oczywiście ogłosisz to całej szkole, tak...
- Nie, nie ogłoszę - zaprzeczyła McGonagall oschłym tonem, a ja i Victoire nadstawiłyśmy ucha; może teraz się dowiemy, dlaczego dyrektorka nas nie wydała?
Boorack jeszcze bardziej usztucznił swój uśmiech.
- Ależ oczywiście, że ogłosisz - wycedził przez zaciśnięte zęby. - W szkole i tak panuje już chaos z powodu tego incydentu, a przecież wiesz, że to nie sprzyja ani nauce, ani tym bardziej naszej pracy...
- Pokarałam już pannę Weasley i pannę Glam szlabanem, ale nie ogłosiłam szkole że to one zawiniły, czyniąc z tego formę nagrody...
- Za to co zrobiły?!
- Za to, że się przyznały. Przecież wcale nie musiały wyratowywać z tej sytuacji Lupina. Ja bym go ukarała, a one by nie ucierpiały.
- EKHM - Crister odkaszlnął głośno. - Oczekujemy przeprosin.
- Przeprosin? - prychnął Boorack. - Od kogo?
- Od pana! - powiedział ostro Sean.
- Też coś - żachnął się Boorack. - Wypraszam sobie!
Odwrócił się na pięcie i pomaszerował w stronę drzwi.
- Synu, idziemy!
Boorack Junior podreptał za ojcem i po chwili oba buraki zniknęły.
McGonagall westchnęła ciężko, rozprostowując strony artykułu w "Transmutacji Współczesnej".
- Zmykajcie, no już - ofuknęła nas zza swojego wielkiego biurka. Jednak mogę przysiąc, że uśmiechnęła się, gdy wychodziliśmy.
______________________________________________________
No to teraz... Dedykacja dla osób, które zostaną ze mną, póki śmierć nas nie rozłączy ❤
Czyli dla: Wikkusi, Oli Sitarz, Alister, Mrocznej Kosiarki, Cameleon i Cukrowego Pióra z Hogsmeade ~
No a nawet jeżeli nie zostaniecie, to i tak zawsze będziecie moimi najlepszymi pierwszymi czytelniczkami :3 Oj, no się rozczuliłam.
+ Jedna mała uwaga - Jeśli ktoś jeszcze gubi się w Paczce Puchonów, to śmiało klikajcie Peskipiksi Pesternomi.
A TERAZ PODDAJĘ SIĘ POD OSTRZAŁ WASZEJ BUDUJĄCEJ KRYTYKI -
A TERAZ PODDAJĘ SIĘ POD OSTRZAŁ WASZEJ BUDUJĄCEJ KRYTYKI -
*Nox*
~ Tita Pocky