Cytrynowy Sorbet

Żyjąc w Magicznym Szaleństwie

☆                                                                                              ☆ 

Witam! Oto przed Wami kontynuacja galerii Caput Draconis. 

Cytrynowy Sorbet powstał z tego względu, iż tutaj prezentuję wyższą szkołę jazdy (a raczej z tej prozaicznej przyczyny, że strona mi się rozwalała i musiałam to jakoś rozdzielić xD). Tak czy siak, to już nie byle jaka galeria — to wystawa prac na poziomie portretów samych dyrektorów Hogwartu! (Nie no, nie miałam w sumie pomysłu na inną nazwę).


Zapraszam!
Tita
☆                                                                                              ☆

Kwiat i Zwycięstwo
Mugolski strażnik przechadzał się nieopodal nas. Wokół wciąż było mnóstwo mugoli – wszyscy oglądali się w naszym kierunku, najwyraźniej zgorszeni. Zaczęłam żałować, że nie namówiłam przed wyjściem taty do założenia normalnych butów, a nie tych ze smoczej skóry… Nie cierpiałam zwracać na siebie uwagi obcych ludzi…! 

Victoire z za dużą głową... haha.

Choć, muszę niestety z bólem serca przyznać, że w moim przypadku i tak było to raczej nieuniknione. Nawet jeżeli długie, srebrzyste włosy miałam upięte w dwa nieuporządkowane koczki, a na sobie miałam stare, podarte ogrodniczki, których nogawki rok temu wyszyłam muszelkami. 

☆                                                                                              ☆
Podręcznik Przykładnego Prefekta

Zrób coś z tymi cholernymi włosami…! – syknęła w moją stronę, równocześnie zerkając na Paddingtona, który wspinał się właśnie na wyżyny oratorstwa. – Bo zaraz ten debil to zauważy i nie wyjdziemy stąd przez kolejne dwie godziny!

 Bezmyślnie poderwałem rękę do swoich włosów, zupełnie jakbym przez dotyk mógł rozpoznać, jaki mają teraz kolor.

 — A jakie są? – szepnąłem w jej stronę, zastanawiając się, jakie były dziś rano. Zdaje mi się, że chyba ciemne. Jak wyszedłem na słońce, zrobiły się brązowe.

 Jackson wywróciła oczyma.

 — Są niebieskie, kretynie.

Ted Lupin z za dużą głową.
Luna wyglądała jak żeński Albus Dumbledore, z tym drobiazgiem, że była jeszcze dziwaczniejsza.
 W uszach dyndały jej nieodłączne, pomarańczowe rzodkiewki, jej szyję zdobił odwieczny naszyjnik z kapsli po piwie kremowym, na sobie miała długą, ciemnogranatową szatę, którą najwyraźniej sama wyszyła w srebrne gwiazdy i księżyce, ale najdziwniejszy był stroik, osadzony na jej jasnych, spływających aż do pasa, mysich włosach.

Luna jest jak budyń, nie można się jej oprzeć

☆                                                                                              ☆
Wila, Metamorfomag i Goblin
Profesor Longbottom opierał się o płotek porośnięty wdzięcznymi młodymi pędami, za którym stała Luna Lovegood – oboje byli pogrążeni w rozmowie i kompletnie niezwracający przy tym uwagi na czekających u wejścia uczniów, z których każdy gapił się na Lunę, wytrzeszczając gały.
 Nie, nie miała już na sobie wymyślnej szaty, ani nawet tego śmiesznego stroika na głowie. Najwyraźniej to był odświętny strój, jednak jej roboczy przyodziewek również odstawał od normalności, nawet jak na czarodziejskie realia.

Nuna!

Simon również uśmiechnął się szeroko.
 — Przecież ty nie jesteś człowiekiem! Nie masz w sobie niczego, co nazwałbym ludzkim.
 — A niby czym twoim zdaniem jestem? – zapytałam urażonym tonem. – Tylko nie mów, że goblinem…?
  Zrobił minę pełną głębokiego zastanowienia.
 — Nie, chociaż fakt, bywasz równie złośliwa… ale pasujesz mi raczej bardziej do czegoś w rodzaju… skrzata domowego…? Albo może jesteś jakimś gnomem, bahanką, albo chochlikiem kornwalijskim… – zmierzył mnie taksującym spojrzeniem. – Tak, w końcu ze skrzatów jest jakiś pożytek. Chochliki są po prostu wkurzające.

Jeśli się zastanawiacie jak wyglądam, to mnie więcej tak, z tym drobiazgiem, że nie chodzę do Hogwartu.

☆                                                                                              ☆
Bitwa o Stadion
Dominique oczywiście już chyba od piątej rano była przebrana w sportowy strój i nawet podczas śniadania nie wypuszczała miotły z rąk. 

Wybaczcie, numerek się nie zgadza.

   I wreszcie – a może raczej wręcz przeciwnie – na horyzoncie pojawiła się Sherry Power. (..)Czarne włosy miała zaczesane do góry i ściągnięte w koński ogon tak mocno, że skóra na jej czole była naciągnięta bardziej niż twarz mojej prababci na starość. W ogóle zawsze uważałam, choć oczywiście starałam się nie oceniać niczyjej urody z góry, że rysy twarzy Sherry Power są tak ostre, że gdyby tylko dodać jej spiczasto zakończone uszy i drobne, naostrzone zęby, można by ją z całym powodzeniem uznać za wielkiego drapieżnego chochlika, albo wręcz trytona.

Już nie pamiętam po co to narysowałam xD
 Cisza.
Cisza większa, niż na stadionie po rzuceniu Bombarda Maxima.
   Białe, zgrubiałe blizny biegnące od wewnętrznej strony łokcia na zewnątrz przedramienia, niemalże do nadgarstka. Zazwyczaj dobrze ukryte, teraz padło na nie krwawe światło chylącego się ku linii horyzontu słońca, uwydatniając ich straszność, potworność.
 Ted gapił się na mnie, jakby raził w niego piorun. Usta miał lekko otwarte, jakby chciał coś powiedzieć, ale widocznie nagle wszystkie słowa wyparowały mu z głowy. To dobrze, bo powiedział już wystarczająco dużo.
 Wręcz za dużo.


Mieli się trzymać za nadgarstki, ale coś nie pykło


☆                                                                                              ☆
Noc Duchów
Skoro już jesteś tym prefektem, mógłbyś się chociaż na coś przydać! – westchnął [Warwick] z żalem. – Ale jak trzeba wypitolić pierwszaka z najlepszego fotela przed kominkiem, to oczywiście nie! Jak trzeba popędzić skrzaty domowe, żeby ruszyły te swoje skrzacie tyłki i podały do stołu, to nie! Za co ja ci do cholery płacę?!
 — Jęczy tak już od pół godziny – oznajmiła beznamiętnie Kaitlyn Jackson siedząca naprzeciwko, którą dopiero teraz zauważyłem. Czerwone włosy miała spięte w kok jeszcze bardziej rozwalony niż zwykle, może dlatego, że wędrował po nim wielki, zaczarowany pająk.

Nasi gryfoni po raz pierwszy.

☆                                                                                              ☆
Kremowe, Kuchenna i Ognista
Rezygnacja. Westchnienie. Oparłam się o oślizgłą ścianę. Na plecach czułam niewzruszony, chłodny kamień, ale pomiędzy palcami bosych stóp łaskotała mnie wilgotna ziemia. Przed sobą nie widziałam ponurego podziemnego korytarza w Starych Lochach. Widziałam drzewa, wysokie i ciemne, z wierzchołkami ginącymi w górze, w mroku, zupełnie jakby były strugami spływającymi z wielkiej plamy czarnego atramentu. 

Swego czasu miałam fazę na akwarelę

☆                                                                                              ☆
Romantyczność a głupota
Nie cofnęłam się. Nie pozwoliłam się wytrącić z równowagi. Uniosłam głowę, patrząc mu prosto w oczy.
 — Jakie to wzruszające! – zakpiłam. – Doprawdy, bardzo romantyczna historyjka. Obawiam się tylko, że jestem o wiele mniej romantyczna, niż przewiduje twój plan…
 — Jesteś bardziej romantyczna niż myślisz.
 Aż wytrzeszczyłam na niego oczy.
Ja romantyczna?! On mnie chyba rzeczywiście w ogóle nie zna! 

Siemka, Wood jest bezczelny a Victoire jędzowata

☆                                                                                              ☆
Plumpki, śnieżki i ogólnie dziwne myśli
   Płatki śniegu wciąż spływały na nas leniwie. Śmiech zamarł na ustach Vi. Byliśmy teraz tak blisko siebie, że mógłbym policzyć wszystkie jej rzęsy i osiadłe na nich błyszczące krople stopniałego śniegu.
   Nasze oddechy połączyły się w jeden ciepły obłoczek pary, a mnie nagle uderzyła zwariowana myśl, że mógłbym ją teraz nawet pocałować – i co dziwniejsze, zrobiłbym to z całą pewnością, gdybym był na tyle głupi, że nie spodziewałbym się, iż mróz natychmiast skuje nasze usta w jedną bryłę lodu.
 — Eee… Ted…? – odezwała się Victoire niepewnie, wyrywając mój mózg z otępienia i wciąż wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami.

Zleź ze mnie!

☆                                                                                              ☆
 Zaklęcia dla zaawansowanych
Podjęłam kolejną próbę odebrania mu ładunku wybuchowego, na co wyciągnął rękę na drugi koniec ławy, jak najdalej ode mnie, tak, że omal się na nim nie położyłam. Fuknęłam rozzłoszczona, po czym zaczęliśmy bić się między sobą pod ławką, podczas gdy słodko nieświadomy niczego Boorack kontynuował swój zabójczy marsz po plugawym lochu:
   — Cóż, McDuck… Jeżeli chciałaś mnie rozczarować, to ci się to z całą pewnością udało…!
 Po czym opróżnił także kociołek Julii! W tym momencie nawet ja i Simon, oboje trzymając za czerwone końce rakiety, przestaliśmy walczyć ze sobą, po czym zamarliśmy z przerażonymi minami – i nie my jedni, teraz każdy miał taki wyraz twarzy, zaglądając do własnego kociołka.

To na co wszyscy czekali

— Ty kretynie… – wyjęczałam, wciąż zaciskając oczy i kręcąc głową, która ciążyła mi dziwnie. – Ty kretynie, miałeś trafić w… – Otworzyłam powieki i prawie natychmiast wrzasnęłam na cały loch. – SIMON, TY MASZ POMIDORA NA TWARZY!
 I tak było w samej istocie!
 Nos Simona zniknął. Na jego miejscu pojawiło się coś małego, okrągłego i zielonego – coś, co z całą pewnością i niezaprzeczalnie wyglądało jak wyposażony w szypułkę, mały, niedojrzały pomidor. 
 Ale wcale nie wyglądało na to, by Simon szczególnie przejął się tą informacją. Jego oczy rozszerzyły się, po czym wydobył z siebie:
 — Pauline, ty… ty JESTEŚ pomidorem!
  Porwałam porzuconą na podłodze chochelkę, spojrzałam w nią i ponownie wrzasnęłam.
  Simon Larieson miał rację!

Cześć, swego czasu miałam krasza na Cole Sprouse XD

☆                                                                                              ☆
Furnunculus
   I jak tu sprawić żeby wyglądać ładnie, ale równocześnie tak jakby ci nie zależało...?
 W rezultacie nie zrobiłam kompletnie nic.

Vi z bardzo zdegustowaną miną.

I kiedy już prawie skończyłam swoje przygotowania, polegające na nie podejmowaniu żadnych przygotowań, do dormitorium weszła Lisa, odziana w sweterek w norweski wzorek. Szybko odeszłam od lustra, aby nie wydało się, że właśnie sterczałam przed nim przez pół godziny tylko po to, żeby stwierdzić, że jestem zbyt idealna, by coś ze sobą zrobić (...). Tak… jeżeli było coś, czego Lisa Ackerley unikała bardziej niż większego towarzystwa, to z całą pewnością były to lustra… W sumie, nie zdziwiłabym się, gdyby jej bogin był lustrem.

Mam dziwną słabość do tego obrazka

☆                                                                                              ☆
Stała czujność
Złość opadła z niej, ustępując miejsca rezygnacji i zmęczeniu. Nagle uderzyło mnie, jak delikatnie  i bezbronnie wyglądała, kiedy tak stała, próbując opanować drżenie warg, zła na samą siebie za targające nią rozgoryczenie. Zupełnie tak, jakby już nosiła w sobie głęboką, ciętą ranę, zadaną przez kogoś, przed kim nie zdołała się obronić i jakby teraz sama czyniła sobie za to wyrzuty...
— Vi... co właściwie wydarzyło się między tobą i...
   I właśnie wtedy stało się coś okropnego - twarz Victoire oblekła się ciemnym rumieńcem, a ona sama odwróciła głowę.
   Za późno...
   To stwierdzenie odbiło się głuchym echem w moim umyśle.

Dwie biedne i zakłopotane fasolki.

☆                                                                                              ☆
Mroczne Znaki
Serio...? - odezwał się Jake, a wszyscy spojrzeli w jego stronę. - Rzuciłaś klątwę na starszego kolesia, a nie dałaś rady dwunastolatce...?
Victoire zatkało. Dominique założyła ręce na piersiach, natomiast Fiffie spojrzała na Jake'a sceptycznie.
— A tak konkretnie, to kto prosił cię o zdanie, co? Bo jakoś nie widzę tu nikogo, kto byłby nim zainteresowany...? - zapytała nie bez nutki pogardy. - Może lepiej zająłbyś się pilnowaniem swojej dziewczyny, bo najwyraźniej bardziej jara się tym, że Spell złapał ją za rękę, niż że mija właśnie wasza rocznica...
Fiffie i Jake. W roli Jake'a - Lucas Jade Zumann iksde

Zacisnęłam zęby i uniosłam się niepewnie na palcach, równocześnie chwiejąc się lekko, aby przypadkiem nie dotknąć ani skrawka jego musztardowego swetra. Simon nachylił się w moją stronę, jego oddech musnął moje włosy - i ani się obejrzałam, a już trzymałam go kurczowo za szelki, żeby nie stracić równowagi!
I nawet nie chcę wiedzieć, jak przerażoną minę musiałam mieć w tym momencie...!

Pockemon Go!

— Czyli co, mam tu siedzieć i wyciskać gluty ze ślimaków, podczas gdy inni świetnie się bawią?! - oburzyła się Brenda, jakby dopiero teraz zorientowała się, na czym właściwie polega szlaban. - Akurat kiedy wydałam tak świetny numer Accio Ploty i zebrałam już zarąbisty materiał na kolejny?! I mam jeszcze pokutować za ten numer o pomidorze, chociaż nikt już o tym nie pamięta?!
— Wyobraź sobie, że MY to pamiętamy!

Próbujemy zachować powagę. (Sorry, że zdj trochę krzywe)

W kominku nie płonął ogień, więc w pomieszczeniu panował wilgotny, piwniczny chłód, jednak Boorack kompletnie nie zwracał na to uwagi, upojony swoją pedagogiczną misją i przede wszystkim - chroniony przez swój własny tłuszcz. Stanął za biurkiem i zmierzył nas spojrzeniem ropuchy przed którą siedziały trzy wyjątkowo soczyste muchy. Nie ulegało wątpliwości, że nie wyjdziemy stąd dzisiaj w jednym kawałku.
  
Profesor Boorack po raz pierwszy! Rysunek baaaaaaardzo mocno inspirowany ilustracją Jima Kay'a przedstawiającą drogiego nam wszystkim Severusa Snape'a <3 i="">

☆                                                                                              ☆
Komnata Tajemnic
Może po prostu przejdźmy się i… pogadajmy?
To był zdecydowanie dobry pomysł.
   Ujęłam go w pasie, on przerzucił mi rękę przez ramiona — po czym w ten sposób ochronieni przed wiatrem niby Zaklęciem Tarczy, ruszyliśmy po piasku pokrytym zamarzniętą lodową skorupą. Pokrywa ta chrzęściła i pękała pod naszym butami — morze wyło głucho, mewy wrzeszczały, Moody się im odszczekiwał i tylko my trwaliśmy w chłonącym to wszystko milczeniu.

Couple goals

☆                                                                                              ☆
Pełnia księżyca
   Szybko zamrugałem powiekami — i momentalnie poczułem się tak, jakby ktoś chlusnął we mnie lodowatą wodą.
   Srebrne włosy i niebieskie oczy Victoire zniknęły. Zamiast nich pojawiły się złote loki okalające twarz Gigi Bulstrode, która świdrowała mnie spojrzeniem zielonych oczu, wyraźnie wściekła. 

Rysunek stary jak świat, chyba gdzieś z okresu kamienia łupanego
☆                                                                                              ☆

Szczęśliwego Nowego Roku

Przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że ktoś uderzył mnie w głowę wściekłym tłuczkiem. Oszołomiona, rozejrzałam się po ciemnych sylwetkach ludzi — i mój wzrok natrafił na Orellię Craig z Hufflepuffu, jak zwykle rozchichotaną, jak zwykle wyglądającą idealnie z kaskadą czarnych lśniących loków, jak zwykle szczerzącą biały zestaw zębów i jak zwykle nieznośnie śliczną. Skąd ona się tu wzięła?!

Orellia w międzyczasie postanowiła zmienić karnację.

— Simon! Wszędzie cię szukałam! Gdzie byłeś?! — Kompletnie nie zwróciła na mnie uwagi! Oparła się na nim całym ciężarem ciała, aż oboje się zachwiali. Gapiłam się na to zjawisko, a mój otępiały mózg nadaremnie próbował odszukać w odmętach znanych mi faktów czegokolwiek, co usprawiedliwiałoby ten absurd — czy kiedykolwiek widziałam, żeby Simon i Orellia zamienili ze sobą chociaż jedno słowo?! Nie! Tylko raz Simon powiedział o niej, że jest głupia… głupia, ale ładna.

☆                                                                                              ☆

Powrót
Ciemnoruda dziewczyna siedząca naprzeciwko nas, najwyraźniej straciła zainteresowanie swoją owsianką. Włosy uformowane miała na czubku głowy w coś na kształt stogu siana i spięte odznaką prefekta, co mogłoby uchodzić za dość liberalne rozwiązanie, gdyby nie to, że i bez tego akcentu wyraz jej twarzy był wyjątkowo bezczelny. 

Kaitlyn. Mocno inspirowana pewnym zdjęciem Zendayi... Też postanowiła zmienić karnację


Marmurowe schody po raz ostatni połączyły się ze lśniącą kremową posadzką, wyprowadzając nas prosto pod portret Grubej Damy, która w przeciwieństwie do nas, zdawała się być w wyśmienitym humorze (najwyraźniej na nią o wiele dłużej działała sylwestrowa atmosfera niż na resztę mieszkańców tego Zamku). Ja i Dominique odwróciłyśmy od siebie wzrok, obie krzyżując ręce. Wyobrażam sobie, jak musiałyśmy wyglądać — nie dość, że z identycznymi wściekłymi minami, to jeszcze tak jakbyśmy cofnęły się do czasów, kiedy przedmiotem sporu potrafiła być mugolska lalka Barbie — której podczas kłótni zdążyłyśmy już wyrwać kończyny i połowę włosów, a teraz żadna z nas nie chciała podnieść jej z ziemi. 

Why r u always such a bitch?!



☆                                                                                              ☆

Rady nie od parady

Od dawna brakowało mi tu portreciku Brendy. Oto i on^
Jednak ostateczne rozliczenie się z przeszłością nastąpiło w ciemny i dość ponury czwartkowy poranek, w którym to wydarzyły się dwie dość zadziwiające rzeczy — to jest śnieg przestał padać po raz pierwszy w tym roku — a mnie na śniadaniu zaczepiła osoba, którą najmniej bym o to podejrzewał — a mianowicie Brenda Pussycat, która aż osobiście pofatygowała się do stołu Gryffindoru, byleby tylko mnie dorwać. Brenda zazwyczaj raczej unikała bezpośrednich konfrontacji z moją personą z tego względu, iż jako prefekt ani ogólnie człowiek, nie darzyłem jej gazetki przesadnym entuzjazmem — moje zaskoczenie było więc tym większe, kiedy w jej ramionach ujrzałem cały plik egzemplarzy znienawidzonego pisemka, czego chyba po raz pierwszy w życiu Brenda nie starała się przede mną ukryć w obawie przed konfiskatą.






— W każdym razie jeżeli chodzi o Victoire, to dobrze ci radzę po starej znajomości, lepiej sobie odpuść.
— No nie! Poddasz się, bo jakiś żałosny krukon wydał ci taki przepis na życie? — Warwick oburzył się jeszcze bardziej. — Stary, ty jako jedyny możesz trzymać Vickes za rączkę i nie być posądzonym o molestowanie! Uderzaj do niej, póki Wood czy jakiś inny palant tego nie zrobi... masz u niej największe szanse w całej szkole do cholery!

SIMON DIABEŁEK VS WARWICK ANIOŁEK, WALKA O DUSZĘ TEDA LUPINA (a tak serio, to ten obrazek jest tak stary, że nawet nie pamiętam, kiedy powstał - chyba gdzieś 3 LATA TEMU?)


— A jak Vickes będzie mieć jakieś niepożądane obiekcje, to chyba masz na tyle wyobraźni żeby wiedzieć, jak ją uciszyć!
— Co, mam rzucić na nią Silencio? — nie zrozumiałem, na co Warwick przejechał ręką po twarzy.
— No nie... Lupin, ty cholerna sieroto! Czy naprawdę trzeba ci tłumaczyć, że masz przelizać się z laską?!

☆                                                                                              ☆

Na twarzy Lariesona pojawił się uśmiech pełen wyrozumiałości.
— Koło Miłośników Trytońskiej Poezji — te słowa spłynęły z jego ust tak gładko i naturalnie, jakby naprawdę należał do czegoś tak absurdalnego. Warwick zrobił minę wyrażającą pewne obawy o nasz stan psychiczny.
— Trytońska poezja? — wyartykułował.  Ale... czy trytoński to nie jest przypadkiem ten język, który brzmi jak charki rzygającego trolla...?
— Właśnie ten — odpowiedział rezolutnie Larieson, wciąż się uśmiechając. — Ale nie martw się, że tego nie rozumiesz... — Chwycił swoją torbę leżącą pod ścianą, po czym ruszył w stronę strumienia uczniów. — To tylko dla prawdziwych koneserów sztuki.

Simon salutuje po brytyjsku, moi drodzy.



 Gdybym nie znał Dominique Weasley, z pewnością nie uwierzyłbym, że jest kociarą — było to jednak całkiem uzasadnione zjawisko, skoro jej kot Mrukot wyraźnie dorównywał jej ognistym temperamentem.

Wiecie co. Rysowałam tutaj kota po raz pierwszy chyba od... podstawówki???


Ja i Victoire wstaliśmy równocześnie, po czym ona uśmiechnęła się do mnie dość blado na pożegnanie — i nawet nie wiem ile silnej woli musiałem w tym momencie wykazać, żeby zawołać za nią:
— Vi!
Odwróciła się w moją stronę, stojąc już w otwartych drzwiach.
— Widzimy się zaraz? — zapytałem, siląc się na jak najbardziej zdawkowy ton, a kiedy zrobiła pytającą minę, uzupełniłem szybko — Na jedenastym dziedzińcu.
Czy to tylko wyobraźnia płatała mi figle, czy naprawdę się zawahała?


So confused. So embarrassed. So DOESN'T WANT TO BE HERE.

  
Kiedy dotarłem na jedenasty dziedziniec, już na mnie czekała.
Siedziała na kamiennej balustradzie pod arkadą, spod której łuku zwieszały się błyszczące sople lodu, niby wystawa kolekcji rogów jednorożca . Dzień był dość mroźny, choć nie aż tak jak mógłby być — za plecami Victoire spływały na dziedziniec wielkie mokre zlepki śniegu, wirując w powietrzu jak białe, lśniące piórka — trochę z nich osiadło już na jej ramionach i perłowych włosach. Przez moment stałem w przejściu, czekając aż mnie zauważy — i mimo woli ciesząc się tą krótką, jakby skradzioną chwilą, w której mogłem po prostu na nią patrzeć.  W tym ustronnym miejscu cisza wydawała się być nieco inna niż w Zamku — jakaś bardziej uroczysta, nastrojona oczekiwaniem. Wypełniała przestrzeń między nami jak miękka, aksamitna mgła.

Inspirowane jakąś fotą Elle Fanning. Wykopalisko jeszcze z okresu mojej wielkiej fazy na akwarele


☆                                                                                              ☆
Mistrz Eliksirów


Ja i Victoire wymieniłyśmy spojrzenia. Wreszcie Vi ostrożnie uchyliła wyszczerbioną pokrywkę kociołka, choć ja już spodziewałam się tego, co tam zastaniemy — i rzeczywiście, nie myliłam się. Był to wyczyn Simona z ostatniej lekcji eliksirów, podczas której mieliśmy uwarzyć Napój Zamrażający. Coś jednak musiało pójść lekko nie tak podczas żmudnego procesu produkcyjnego, gdyż to, co znajdowało się w kociołku było bladoróżowym, ślimakowatym glutem — i to wyraźnie żywym




 Ale Julia nie zdążyła dać się porwać fali fachowego wykładu, ponieważ w tym momencie Brenda skoczyła na środek dormitorium i błyskawicznie wycelowała przed siebie różdżkę:
— Accio książki Julii!
  I już po chwili góra ksiąg omal nie zwaliła jej z nóg — co jednak nie przeszkodziło Brendzie wybiec razem z nią z dormitorium.
— Wszystkie kible w szkole czeka wielka dostawa papieru...!

Brenda x Julia Appreciation Pic


Natychmiast pożałowałam, że w ogóle powiedziałam to na głos — Victoire poderwała głowę tak gwałtownie, jak gdyby to imię wymierzyło jej cios w twarz.
— No wiesz!... Ja wcale... serio...! — wydusiła, w jednej chwili robiąc bardziej zgorszoną minę, niż Julia — zaraz jednak chwyciła mnie za rękę z niepokojem bardziej podobnym Lisie. — Ale aż tak to widać?! To znaczy... aż tak to wygląda?
Naprawdę trudno było spojrzeć na nią bez niedowierzania w tym momencie. Z czym właściwie poczułam się dość dziwnie, zazwyczaj ten typ spojrzenia miałam zarezerwowany dla Brendy.

Pocky i Victoire



☆                                                                                              ☆


Proporcje między Boorackiem Jr a Pocky


I całe szczęście, że Simon cały czas podtrzymywał mnie za ramiona. Ledwo co przełknęłam eliksir, a nogi ugięły się pode mną tak raptownie, że prawie na pewno wylądowałabym w błocie — zamiast tego zachwiałam się i wpadłam wprost na niego, zapadając się w jego płaszcz jak jakaś rozlazła kluska — ledwo zdążył mnie złapać, kiedy moje kolana zawisły tuż ponad szarą śniegową breją. Przez krótką chwilę wisiałam na nim bezwładnie, starając się skonstatować, co się właściwie stało i w jakim znajduję się położeniu.  W głowie kręciło mi się tak, jakby mój mózg zaliczył przejażdżkę rollercoasterem w prędkości nadświetlnej — bezskutecznie starałam się opanować ten szalony wir, z twarzą wtuloną w ciepły, krukoński szalik, który pachniał trochę jak kakao...





☆                                                                                              ☆

Witajcie Moi Drodzy w roku 2020!
Oto ja, cała, zdrowa, przede wszystkim ŻYWA XD
A oto i nowe rysunki. Dla Was nowe, bo dla mnie już całkiem stare, zresztą nawet widać po niektórych datach, które gdzieniegdzie się na nich zaplątały... 
Nowy rozdział... spodziewajcie się, że będzie liczył 1500 stron...
Mam z nim naprawdę duży problem, bo od miesięcy jego długość rosła i rosła, a końca nie było widać...
I dopiero teraz zajaśniało przede mną światełko w tunelu.
Zatem do zobaczenia wkrótce... i ODzobaczenia, ponieważ z pewnością oślepniecie.

Nox/*

Tita


5 komentarzy:

  1. Czekałam, czekałam i się doczekałam. Obrazki jak zwykle cud miód i wszystko co najlepsze. Moi osobiści faworyci to pomidorowy pockemon i Liska w lustrze. Jest coś szczególnie uroczego w tych obrazkach. No i - nowy rozdział- 80 %, czyli już niedługo! Coś czuję, że w przyszłości jeszcze częściej będę zaglądała na tego bloga.
    ~ Honnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakochałam się.
    Zakochałam się w każdym rysunku po kolei i serio, jako osoba która chce dać ci maksymalne wsparcie i zachętę do dalszego pisania nawet nie wiem, jak opisać mój głupi wyszczerz, gdy oglądałam nowiutkie (to jest, dla nas nowe - dla Ciebie nie do końca) prace! To, w jaki sposób uchwyciłaś nasze dwa pomidorki, Pocky i Simona jest tak strasznie urocze - zarówno ich szarpanina pod ławką, jak i finał - te ich miny, i te-te zielone końcówki, które wystają z czubka głowy Pauline - mistrzostwo!
    Cudem - tak, nie pomyliłam słowa, bo w TYM rysunku akurat się zakochałam - chodzi mi o (oczywiście) Pockemona, a konkretniej Pocky łapiącą Simona za szelki - to takie idealne, urocze i perfekcyjnie ukazujące całą sytuację, no i mimika twarzy Pocky - piękne!
    Tak nawiasem mówiąc, Teddy leżący na Victoire to również coś pięknego - na jej twarzy niemal widzę takie "Teddy, won!"
    Jest jeszcze tyle rysunków, na które chciałabym zwrócić uwagę - przykładowo Victoire i dyskusję odnośnie "romantyczności" (śliczne!) i jeszcze jeden z pierwszych dzieł, ten wykonany akwarelami - ma w sobie to coś, serio. Taką...magię. Tak, myślę że to odpowiednie słowo.
    No cóż, do zobaczenia w następnym rozdziale!

    Nez

    PS. Powiem ci coś bardzo, bardzo tajnego, co dotychczas trzymałam w tajemnicy - mój fanfick również ruszył do przodu, ale opublikuje go dopiero, gdy będę wszystkiego "pewna" - nie chce, żeby skończyło się tak, jak ostatnio...kiedy byłam jeszcze młoda i niedoświadczona, hehe!

    Nox, Tito! I życzę ci odpoczynku <3

    OdpowiedzUsuń
  3. pięknie rysujesz naprawdę. kocham tego bloga

    OdpowiedzUsuń
  4. 1. Szczęśliwego Nowego Roku, czyli Simon i Orellia:
    Cały art bardzo mi się podoba, ale szczególnie ukochałam sobie emocje ukazane na twarzach postaci, a szczególnie Simona - rumieniec, szok, ewidentnie się tego niee spodziewał...ach, i ta Orellia, zadowolona, z lekka pijana, no i z sukienką, która pasuje do niej idealnie!

    2. Powrót
    a)Kaitlyn: Kocham twój styl. Kocham sposób, w jaki rysujesz i serio, serio mam nadzieję, że kiedyś będę na podobnym poziomie jak ty! No, ale długa, długa droga przede mną...ale bardzo podoba mi sie ten papieros w dłoni. I jej fryzura!
    b) Victoire i Dominique: A, a, A! Wyraz twarzy Domie mnie kupił. Po prostu podbił moje serce, rozkochał w sobie! Poza tym mundurki ślicznie wycieniowane. Nic dodać, nic ująć!

    3.Rady nie od parady
    a) Brenda: Aaaa! Jak ślicznie, jak ładnie, aaaa! I te oczy, nie wiem dlaczego ale wyraz twarzy wydaje mi się trochę obłąkany, hehe...Śliczna, nadpobudliwa Brendzia <3

    b) SIMON DIABEŁEK VS WARWICK ANIOŁEK, WALKA O DUSZĘ TEDA LUPINA (a tak serio, to ten obrazek jest tak stary, że nawet nie pamiętam, kiedy powstał - chyba gdzieś 3 LATA TEMU?)
    I DON'T LIKE IT
    I LOVE LOVE LOVE IT
    BOŻE CZY JA CCOCŚ MOGE POWIEDZIEĆ OPRÓCZ KRZYCZENIA, TO PO PROSTU TAK BARDZO TAK BARDZO PASUJE ŻE AŻ ZA BARDZO, ŚLICZNE, PIĘKNE, MUA, MUA!!!!!!! Aaaa i ten SIMON i jego MIMIKA TWARZY O EM DŻIIIII

    c) Zakochałam się. Jego mimika twarzy, cieniowanie, włosy, salut, każdy najmniejszy fragment podbija moje serce. Jeszcze mimo, iż się uśmiecha, to widać to jego wyjebanie w oczach, i, i, i, i, a, a! Po prostu to jest piękne. Ustawie sobie na tapetę, dobrze? Mogę? MOGĘ?

    d) Znaczy kot kotem, ale wyraz twarzy Dominique jest tak bardzo puci-puci i uroczy, że aż sama się uśmiechnęłam. Jaka ona słodka! I jeszcze jak zmrużyła oczy!
    e) Ten kot ewidentnie nie lubi Teda. Ted zaraz umrze, serio wygląda jak trup i to bardzo odpowiada sytuacji! Serio, ślicznie!
    f) Pierdole to wszyskto, widząc Victoire...Simon, czy Victoire...hmm...na blokadę Simon, a na ekran startowy Victoire...a może na odwrót... wygląda tak majestatycznie, tak pięknie i dostojnie, i ten śnieg! Bardzo, bardzo podoba mi się ten śnieżek...

    MISTRZ ELIKISRÓW:
    Glutek: dobra, dupa. On będzie moją tapetą. KOCHAM GLUTA.
    Julie i Brenda: Tak bardzo pasuje, ich mimika twarzy (po raz setny to mówie) i ten wyszczerz Brendy i beztroskość, i porządna Julie, która musi mieć wszystko poukładane...nic dodać nic ująć!!!
    Pocky i Victoire: Ta mina zgorszenia idealnie oddaje, jak Pocky mogła czuć się w tym momencie. I ślicznie wyglądają, Victoire dojrzale i majestatycznie, a Pocky uroczo!
    Proporcje między Boorackiem Jr a Pocky: MAM KOLEGE, KTÓRY JEST JAK DWUMETROWY NIEDŹWIEDŹ GIGANT. W momencie, gdy do niego podchodzę nie ratuje mnie nawet metr siedemdziesiąt wzrostu - jak przytuli, to zgon.

    To ostatnie...stop, stop stop. STOP. SIMONIE, CO DAŁEŚ MOJEJ POCKY?!!!STOOp, STOP STOP STOp.
    TITA, TITA, JA CHCE ROZDZIAŁ!!! CO ON ZROBI PAULINE??? CO SIE WYDARZY W TE WALENTYNKI????
    TIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem co sobie myślą o mnie w domu, kiedy siedzę i śmieję się do telefonu XD
      Jak zwykle wielki uśmiech na twarzy wywołał u mnie Twój komentarz, dziękuję za wszystkie słowa uznania, haha <3

      Usuń

Jeżeli sądzisz, że w dobie komputerów sztuka komentowania zanikła... (zwłaszcza wśród czytelników), to niezawodny znak, że jesteś
MUGOLEM❣