03. 11. 2012 r. SOBOTA
Ale masakra.
Jestem zdruzgotana!
A dlaczego? Po pierwsze, bo Iryt uaktywnił się ostatnimi czasy do granic swojej nieznośności. Po drugie, nie kupiłyśmy jeszcze tych składników Boorackowi i niedługo z Okropnego wylądujemy na Trollu, po trzecie, Fiffie i Dominique nadal się nie przyznały, po czwarte, chłopcy tak strzelali ze stanika Victoire, że ta musiała zaczarować sobie całą bieliznę by ich powstrzymać, po piąte, mój szlaban w bibliotece jeszcze się nie skończył, po szóste, Brenda i Sandra wciągnęły mnie w swoje spiski... No i było przyjęcie u Fiffie z okazji jej urodzin.
Dzisiaj Victoire była w wyjątkowo dobrym nastroju, możliwe iż z powodu przeciągnięcia się pobytu Gigi Bulstrode w skrzydle szpitalnym po otrzymaniu fajerwerkiem Filibustera w twarz. Jednak nie dopytywałam jej o to, ponieważ wiedziałam, że nawet gdyby tak było, przyjaciółka nigdy by się do tego nie przyznała i wątpię, czy nawet veritaserum zmusiłoby ją do wyznania tej prawdy.
- Dołączę do ciebie na kolacji - powiedziałam.
- Tylko się pospiesz, bo Teddy pewnie już na nas czeka - przypomniała, po czym wyszła z dormitorium, dyndając swoimi kolczykami muszelkami, z którymi nie rozstawała się od pierwszej klasy.
Wrzuciłam szaty do kufra, zatrzasnęłam go, zapisałam w notesie "praca domowa z astronomii", schowałam notes do szuflady sekretarzyka, przypomniałam sobie, że Victoire wzięła nasz wspólny prezent dla Fiffie i przestałam go szukać, nakarmiłam pufka Brendy, bo ta jak zwykle o tym zapomniała, założyłam srebrne kolczyki-sówki i już byłam gotowa, by zejść do Wielkiej Sali.
Schodząc ze schodów, w sali wejściowej zobaczyłam Dominique, trzymającą Mrukota w ramionach.
- Gdzie jest Victoire? - spytałam jej.
- Poszła do kibla dziesięć minut temu i jeszcze nie wróciła.
Dotknęły mnie złe przeczucia. Nie, nie spodziewałam się zastać Victoire jako ducha w łazience, niczym Jęczącą Martę... Ale kto wie, co odstrzeli takiej wili, gdy dłużej spoglądnie w lustro. Jeśli się okaże, że zatrzymała się na tak długo aby przypudrować nosek, to chyba ją w niego strzelę!
Szybko pobiegłam z powrotem schodami i wpadłam do najbliższej damskiej, a tam... szok, bo stali tam dwaj chłopale, z których tylko jednego znałam jedynie z widzenia i nie wiedzieć czemu, zaśmiewali się z czegoś do rozpuku!
- To damska łazienka! - zawołałam, ale oni (znowu szok) kompletnie mnie zignorowali, nadal chichocząc, jak wariaci.
Zanim jednak zdążyłam się zastanowić, gdzie jest Victoire i co oni tu robią (bo trzeba wiedzieć, że chłopaki prędzej daliby się zamknąć w jednym pomieszczeniu z rozszalałymi chochlikami kornwalijskimi, niż dobrowolnie weszli do damskiej), zobaczyłam, że drzwi jednej z kabin trzęsą się i usłyszałam stłumione głosy.
- Hihihihihi! - nadleciała Jęcząca Marta. No tak, przecież to była łazienka na pierwszym piętrze! Zadziwiające, że Marta zamiast wyganiać chłopaków, chichotała razem z nimi!
Tu się działo coś dziwnego!
- Zamknęliście kogoś w kabinie? - krzyknęłam.
Jeden z nich podszedł do trzęsących się drzwi.
- Przyspieszcie tempo, za chwilę otwieramy! - wyrechotał, łomocąc w nie pięścią.
- Kogo wy tam zamknęliście? - zapytałam.
- Pocky? - usłyszałam znajomy głos dochodzący z kabiny. - Pocky, wypuść nas! Nie mamy różdżek...
- Wasza ostatnia szansa, żebyśmy usłyszeli mlaskanie! - zagłuszył ją chłopal.
- Albo może coś więcej... - dodał drugi i obaj zarechotali.
- Pocky! - wrzasnęła Victoire.
Chciałam podbiec do drzwi kabiny, ale chłopal który walił w nie pięścią, zablokował mi drogę, wciąż się śmiejąc.
- Nie przeszkadzaj dziewczynko, w tej kabinie odbywa się ważny proces prokreacyjny!
- Wybacz chłopczyku - powiedziałam spokojnie - ale muszę to zrobić. - Po czym strzeliłam w niego zaklęciem pełnego porażenia ciała. Chłopak zwalił się z łoskotem na posadzkę.
- Ej, no! - zawołał ten drugi tak, jakbym oszukiwała podczas Eksplodującego Durnia, po czym ruszył w moją stronę, ale ja z gracją go wyminęłam. - Weasley, ubieraj się...! - zawrzasnął jeszcze, gdy ja wycelowałam różdżkę w dziurkę od klucza i powiedziałam:
- Alohomora!
Drzwi kabiny otworzyły się z hukiem a zza nich wypadła Victoire, cała czerwona na twarzy, a za nią...
O nie.
Nienienienienienie.
Spell Wood?!
Tylko jego mi tu brakowało!
Victoire jako pierwsza dopadła drzwi łazienki i wybiegła na korytarz. Spell, nie oglądając się na nikogo, naturalnie wypadł za nią. Zostałam sama z rozchichraną Jęczącą Martą, spetryfikowanym chłopalem i jego towarzyszem, który widząc, że jest tu tylko ze mną, przywołał na swoją twarz firmowy wyszczerz. Ja prychnęłam tylko i wyszłam z łazienki.
Vic stała nieopodal i świadcząc z miny Spella Wooda, chyba właśnie na niego wrzeszczała.
- Miałeś przy sobie różdżkę cały czas?!
Przystanęłam, nie chcąc im się wtrącać w tę wymianę zdań.
- Victoire...
- I tak po prostu nie przyszło ci do głowy, że możesz nią otworzyć drzwi...!
- Wiesz, nie często bywam zamykany w kabinie z wilą.
Victoire wytrzeszczyła na niego oczy i znów się zaczerwieniła.
- Och, no rzeczywiście! Zatrzaśnięta kabina z potłuczonym kiblem i rozwaloną spłuczką, to doprawdy bardzo romantyczne warunki do spędzania ze mną czasu.
Teraz to Spell zrobił się czerwony. Postanowiłam, że to odpowiedni moment aby wkroczyć w scenę i zakończyć tę całą niesmaczną sytuację.
- Vicky... Zostaw już tego palanta i chodźmy na kolację.
Ona tylko odwróciła się w moją stronę i bez słowa przeszła koło mnie kierując się w stronę schodów, a ja obróciłam się i podążyłam za nią.
I na co jej się zdało to czarowanie staników? Teraz będzie musiała zaczarować wszystkie kible.
W Wielkiej Sali kolacja trwała już w najlepsze. Mimo, że Victoire mówiła, iż Teddy będzie na nas czekał, teraz nigdzie nie mogłam go dojrzeć.
- Gdzie jest Teddy? - zapytałam, trącając Victę w ramię.
- Nie wiem... - powiedziała, wodząc wzrokiem po stole Gryffindoru. - Powinien już tu dawno być...
- A Fiffie i Domie? - rzekłam.
- Teddy powiedział im jak dostać się do kuchni, więc teraz pewnie są pod nami - wskazała na posadzkę - i wyłudzają jedzenie od skrzatów na tę urodzinową imprezkę.
Sięgnęłam po grzankę i posmarowałam ją dżemem. I tak nie zamierzałam teraz zbyt dużo jeść, bo znając skrzaty domowe z Hogwartu, pewnie Fiffie i Di wrócą tak obładowane przysmakami do Wieży Ravenclawu, że wystarczy mi z pewnością za dwa posiłki. Victoire też niewiele tknęła, aczkolwiek w tym przypadku nie byłam pewna, czy z tego samego powodu co ja, czy może urządziła sobie jakąś kompletnie bez sensu dietę. Ale raczej przyczyna leżała w Spellu Woodzie... Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że tak po prostu dał się wepchnąć z Victoire do kabiny, a potem tak po prostu zapomniał, że ma przy sobie różdżkę!
- Ja już idę - oznajmiła w końcu Vi, odsuwając swój talerz i wstając.
- Ja jeszcze dokończę... - uniosłam grzankę.
- W takim razie spóźnisz się na urodziny Fiffie!
- Tyle osób przyjdzie, że pewnie nawet nie zauważy.
Victoire uniosła brwi, po czym odwróciła się na pięcie z efektownym machnięciem srebrzystymi włosami i poszła w stronę wyjścia. Ja dopiero po paru minutach wstałam od stołu i samotnie ruszyłam do Wieży Ravenclawu.
I gdy już myślałam, że nic mnie nie zaskoczy...
- Pocky!! - usłyszałam wrzask i ktoś rzucił się na mnie wciąż trajkocząc. - Tego właśnie było nam trzeba!
- Zostaw ją, nie mamy czasu! - powiedział drugi głos, którego także wolałabym nie usłyszeć.
No świetnie! Jak to się stało, że wpadłam w łapy Brendy i Sandry?
- Dobra, czego chcecie? - z miejsca się poddałam.
- Bo podsłuchałyśmy, jak na kolacji Gigi Bulstrode umówiła się z kimś w tej pustej klasie i chcemy ich podglądnąć, tylko że Sandra się boi, że nas nakryją i nie chce iść ze mną, a przecież jest gryfonką więc nie powinna się bać, ale w każdym razie dlatego jesteś nam potrzebna, bo ja nie chcę iść sama! - Po czym zanim zdążyłam złożyć ten słowotok w całość, Brenda narzuciła na mnie i na siebie pelerynę niewidkę, wepchała mnie przodem do nieużywanej klasy i pociągnęła za stojące tam mahoniowe biurko.
- Co my robimy?! - zdenerwowałam się, ale Brenda uciszyła mnie gestem. Nagle poczułam coś w rodzaju ciekawości. A więc Gigi wyszła już ze szpitala... Ale co może być tak ważnego z jej udziałem, że Brenda zorganizowała taką akcję? Pewnie coś, z czego stworzy mega-plotę. A więc to w ten sposób Brenda zdobywała informacje? Poprzez szpiegowanie ludzi?
Nagle drzwi się otworzyły, skrzypnęła podłoga i do klasy wkroczyła Gigi Bulstrode, a za nią... Teddy! Przy takim nasileniu następujących po sobie szoków, chyba powinnam już zejść na zawał.
Ted chyba nie był zbytnio zadowolony.
- No i po co mnie tu zaciągnęłaś? - ofuknął ją natychmiast gdy zamknęły się za nimi drzwi. - Nie mamy o czym rozmawiać...
- I wcale nie musimy rozmawiać - odparła Gigi.
- To czego chcesz? - zniecierpliwił się.
- Powiedz tylko dlaczego mnie unikasz.
Obok mnie, Brenda poruszyła się wyczekująco. Teddy wyraźnie się ociągał.
- Chcesz wiedzieć, czemu cię unikam...?
- Tak, chcę - Gigi była twarda. - Bo jeżeli chodzi o tę wilę...
- Po pierwsze - wycedził Ted - to ta wila ma imię. A po drugie ona nie ma z tym nic wspólnego!
- I tak przecież wiem, że mnie nie cierpi, bo mi zazdrości...
- Ciekawe czego.
- Jak to czego. Ciebie!
Teddy parsknął śmiechem.
- C o ?
- A to - odparła Gigi słodkim głosem, pławiąc się w morzu samozadowolenia.
Ted wciąż patrzył na nią tak, jakby była wyjątkowo zidiociałym okazem hipopotama.
- Dobra. Koniec już tej durnej rozmowy?
- Zaraz. Jeszcze nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie.
Teddy westchnął i usiadł na ławce, popełnił jednak błąd, ponieważ Gigi natychmiast to wykorzystała i usiadła mu na kolanach. Warto wspomnieć, że miała na sobie spódniczkę o dość imprezowej długości... a raczej krótkości.
- No już nie udawaj, że ci się nie podobam! - zaśmiała się i położyła sobie jego rękę dużo powyżej swojego kolana. Usłyszałam jak Brenda oddycha jakby właśnie przebiegła maraton, pewnie już wyobrażała sobie jak tworzy gorącą sensację na ich temat. Ja czułam tylko odrazę w stosunku do Gigi.
Teddy przez chwilę siedział nieruchomo z osłupiałą miną, po czym zerwał się gwałtownie z ławki, tym samym zrzucając Gigi z kolan tak, że o mało co się nie wywaliła.
- Teddy, do cholery! - krzyknęła ze złością.
- A, zamknij się - rzucił Ted lekceważąco.
Gigi zamarła wzburzona i wiem dlaczego, dla mnie też te słowa dziwnie zabrzmiały w jego ustach.
- Popełniasz wielki błąd, ostrzegam! - wrzasnęła w końcu.
- Nie - odparł spokojnie Teddy. - To ty popełniasz bardzo wielki błąd.
Gigi wybiegła z klasy rozwścieczona. Teddy westchnął, kręcąc głową i po chwili także wyszedł.
Peleryna niewidka spadła na ziemię. Brenda spojrzała na mnie; jej oczy błyszczały, na szczupłej twarzy pojawiły się wypieki emocji, a ona cała trzęsła się w euforii.
- Ale sensacja, cała szkoła będzie szaleć, już lecę powtórzyć Sandrze...
Rzuciłam się w jej stronę i powstrzymałam ją. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Ani słowa Sandrze! - wysyczałam.
- A to czemu? - zbuntowała się Brenda.
- Bo nie! To jest ich prywatna sprawa...
- I kto to mówi! - parsknęła. - Sama ich ze mną podglądałaś!
- Bo mnie do tego zmusiłaś!
- Ale mogłaś się nie zgodzić!
- Nie dałaś mi nawet dojść do słowa!
- Dlaczego mam nie mówić Sandrze? - spytała Brenda żałosnym tonem. - Przecież ona ma prawo to wiedzieć!
- Gdyby tak bardzo jej zależało, to poszłaby z tobą - rzuciłam bez zastanowienia.
Brenda rozważała przez chwilę moją wypowiedź.
- To ma sens! - stwierdziła po chwili. - Dobra! Sama będę prowadzić działalność...
Po czym, nie czekając już dłużej, wyrwała mi się i wybiegła z klasy.
Plotka poszła w świat.
Otrzepałam spódniczkę, żeby choć trochę ogarnąć się psychicznie i wyszłam na zewnątrz. Od razu zobaczyłam pędzącą ku mnie korytarzem Victoire.
- Pocky, gdzie ty byłaś tak długo? - zawołała. - Urodziny już trwają!
Och, to by było, gdybym przez akcje Brendy zapomniała o urodzinach własnej siostry... Już ruszyłam, szybkim krokiem, gdy...
- Chodźmy jeszcze po Teddy'ego - zaproponowała Vic. - Jego też jeszcze nie ma.
O, nie! Jak ja teraz spojrzę na Teddy'ego po tym podglądaniu? I zresztą, czy Teddy jest teraz w rozrywkowym nastroju...
- Tu jestem! - usłyszałyśmy nagle. To był Ted. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam, że się uśmiecha.
- O, świetnie! - ucieszyła się Vicky. - No to chodźmy!
Tak więc poszliśmy, a raczej popędziliśmy schodami i wyhamowaliśmy przed kołatką na drzwiach do pokoju wspólnego krukonów.
- Gdzie są testrale gdy ich nie widać? - zadała pytanie śpiewnie.
- W naszej nieświadomości - odpowiedziałam i wpadliśmy do salonu Ravenclawu.
W pokoju wspólnym zbierało się coraz więcej osób powracających z kolacji. Ułożeni i pilni krukoni ślęczeli w pocie czoła nad wypracowaniami, a ci mniej zapracowani wygodnie rozsadzeni w fotelach, czytali w błogim spokoju swoje grube tomiszcza. Zapewne wszyscy zgodnie korzystali z wyraźnego braku pierwszoroczniaków z naszego domu, którzy z Dominique, Fiffie oraz Matthew i Jakiem na czele - uwielbiali obierać sobie pokój wspólny Ravenclawu na miejsce swoich rozrywkowych sprzeczek.
- To gdzie te urodziny? - spytał Teddy.
- W jej dormitorium - odparła natychmiast Vi.
- Przecież Fiffie zaprosiła z chłopaków jeszcze Seana, Cristera i kolegów ze swojej klasy, to jak oni się tam dostali? - zdziwiłam się.
- Na miotle - rzekła Vicky rzeczowo.
- Co? - zdziwiliśmy się podwójnie ja i Teddy.
- Dominique przemyciła miotłę do Hogwartu - wyjaśniła Vika, po czym pobiegła kręconymi schodkami w górę i po minutce wróciła, niosąc miotłę, a za nią przylazła Dominique.
- Teddy! - ucieszyła się, chyba za bardzo niż normalnie.
- Wsiadaj na miotłę - zachęciła Victa.
Teddy spojrzał na miotłę nieufnie, ale po krótkiej chwili zastanowienia wsiadł na nią i wystrzelił na schody tak gwałtownie, że aż się przestraszyłam, iż u celu się rozbije.
A jednak wylądował szczęśliwie. Kiedy ja, Victoire i Domie weszłyśmy do dormitorium dziewcząt z pierwszej klasy, miotła stała już grzecznie w kącie, a Teddy był zupełnie niepoobijany.
- Ale dziwnie jest być w dormitorium Ravenclawu! - stwierdził. - I to dziewczyn. Ale tu czysto. - No cóż, powiedział to stojąc akurat tyłem do śmietniska Bacy. Właśnie, Bacy! Szybko rozejrzałam się by sprawdzić, czy jestem od niej w bezpiecznej odległości. Niestety, nie zobaczyłam, że siedzi tuż za mną.
- Dzieńdoberek! - wykrzyczała, plując mi w twarz okruchami biszkopta. - Niezła balanga, co?
- Ta, niezła - potwierdziłam, po czym szybko oddaliłam się, nie wdając się w dalszą rozmowę.
Ponieważ Fiffie zaprosiła mnóstwo osób, w dormitorium było strasznie tłoczno. Wśród gości byli Nannah, Jake, Matthew, Mark, Ryan, Lucy i Bacy z pierwszej klasy, byli też Nickie, Sean, Crister, Rosalie, Carrie, Scarlett, Laura i Florence, a także Lisa, która zgarnęła się tutaj prawdopodobnie ze swoją siostrą z Paczki Puchonów. W każdym razie atmosfera była raczej głośna.
Z trudem dopchałam się do solenizantki i od razu zobaczyłam, że Fiffie musiała już rozpakować prezent ode mnie i Vi, ponieważ z jej uszu dyndały kolczyki z zakręconymi muszlami i sznureczkami perełek.
- Dzięki za fałszoskop! - krzyknęła do mnie.
- Nie ma za co! - odkrzyknęłam.
Przepchałam się pomiędzy Markiem a Jakiem, szukając wzrokiem Victoire. Ale jak miałam z nią porozmawiać? Było tu za dużo osób, a na dodatek Vic właśnie siedziała na brzegu łóżka Lucy i gadała z Teddy'm!
Przyjrzałam im się. Skoro są przyjaciółmi od dzieciństwa, to chyba powinni sobie mówić o wszystkim. Teraz Teddy rozprawiał o czymś, gestykulując żywo, a Victoire śmiała się. Raczej nie wyglądało na to, by rozmawiali o kłótni z Gigi, czy o dziwnym zachowaniu Spella.
No tak, jasne. A kto będzie potem musiał zajmować się ich sprawami sercowymi? Oczywiście Pocky Glam!
Ktoś ściszył ruchliwy kawałek Fatalnych Jędz.
- Ej, zagrajmy w butelkę! - zawołał Crister. Wszyscy zgodzili się.
Ludzie stłoczyli się w dormitorium, ściskając się, by utworzyć koło. Crister uroczyście położył na grzejniku butelkę po... Starej Ognistej Whisky Ogdena! Przy czym w mugolskiej butelce może nie miałoby to zbyt wielkiego znaczenia, ale w butelce czarodziejów jeżeli skłamiesz, to butla obleje cię tym, co kiedyś miała w zawartości... A jakoś niespecjalnie chciałam być oblana whisky.
- Skąd masz tę whisky? - spytała Laura ostro.
- Od skrzatów - powiedział Crister wymijająco. - Ja zaczynam!
Stuknął różdżką w butelkę, która wskazała Matthew. Crister wyglądał na zawiedzionego.
- O co mam spytać tego malucha? - zapytał głośno.
- Ej! - obraził się Matt.
- Zapytaj się, która mu się podoba! - zarechotała Bacy.
- A co cię to obchodzi! - obruszył się Matthew.
- A co mnie to obchodzi! - zaznaczył Crister. - No dobra. Lubisz tę dziewuchę? - wskazał na Bacy. - Wszyscy wiedzą, że nie, teraz ty kręcisz.
Matthew stuknął różdżką w butelkę, która zaczęła się szybko obracać i wycelowała szyjką w Lisę.
- Dobra, o co by cię tu spytać... - zastanowił się.
- No szybciej! - popędziła Nannah.
- Ale nie wiem! - powiedział Matthew bezradnie. - Okay, czy jesteś Chinką? Wszyscy widzą, że tak, kręcisz.
Lisa stuknęła różdżką w butlę. Wylosowała Laurę.
- Ha! - zawołała radośnie. - Dlaczego nienawidzisz mężczyzn? Czyżby jakiś uraz z przeszłości?
- No właśnie? - zaciekawił się Crister.
- Po prostu uważam ich za świnie i tyle - wzruszyła ramionami, po czym stuknęła w whisky i wykręciła Florence.
- Czy naprawdę kochasz tego idiotę Bartha Schustera? - zapytała.
Chyba nikt poza Paczką Puchonów nie wiedział co to za Barth, więc raczej mało nas to zainteresowało.
Potem wypadło na Bacy.
- Hmmmm... - Flora zaczęła się namyślać. - Kiedy podejmiesz się diety?
Bacy wcale nie wyglądała na zmieszaną.
- Ja cały czas się jej trzymam! - rzekła z godnością, po czym wzięła wielki kęs biszkopta, ale nawet nie zdążyła go przełknąć, kiedy butla oblała ją Ognistą Whisky.
- Ha! - wrzasnął Jake. - Zakład, że dzisiaj się nie umyjesz i jutro będziesz pierwszą podejrzaną o picie...
Bacy parsknęła ze złości, ale po chwili zmrużyła oczka i oblizała się.
- Nawet dobra ta whisky! - stwierdziła.
Jake przejechał ręką po twarzy. Bacy stuknęła swoją obmaśloną różdżką w butelkę. Wylosowała Dominique.
- Dominique Weasley, dlaczego jesteś wilą!
Wszyscy parsknęli śmiechem na idiotyzm tego pytania.
- Bo... no nie wiem... mam to we krwi? - odparła Dominique. - No dobra. Kręcę! - Z gracją wyciągnęła różdżkę i stuknęła nią w whisky. - O! Cóż ja widzę... Victoire!
Vicky drgnęła na dźwięk swojego imienia wypowiedzianego przez Di. Wszyscy spojrzeli w jej kierunku, a potem zwrócili wzrok na Dominique, ciekawi jakie pytanie wysmaży swojej starszej siostrze.
- No taaaaak... Czego ja o tobie nie wiem. Zaraz...! - dla większego efektu udała, że się zastanawia. Tak, krew wili wyraźnie sprawiała w niej, że Dominique Weasley uwielbiała bawić się kosztem swojej ofiary. Teraz przez chwilę patrzyła w sufit w zamyśleniu, aż w końcu spojrzała na swoją siostrę i zmrużyła oczy. - No to... Gadaj, kto ci się podoba!
Victoire chyba z lekka zatkało.
- Tylko nie możesz powiedzieć, że Teddy bo on może zmieniać postać! - wyszeptała głośno Nannah.
- Eeeeeyyy... - wyjąkała tylko Vi, patrząc niepewnie na Teddy'ego.
Cisza narastała z każdą chwilą.
- No nie mów! - nie wytrzymała Rosalie. - Jesteś wilą, dowala się do ciebie z miliard chłopaków dziennie łącznie z naczelnymi ciachami szkoły, a tobie nikt się nie podoba?
Victoire wciąż milczała, a ja widziałam, jak zmieszanie narasta w niej z sekundy na sekundę. Spuściła oczy, zerknęła na Teddy'ego, znów spojrzała w dół na swoje ręce, na Domie, na mnie, w dół, na Teddy'ego, w dół, na Teddy'ego.
- Dobra, chyba nie ma co jej pytać - odezwał się w końcu Crister. - Od początku było jasne, że szaleje za mną...
- A czy ktoś koniecznie musi mi się podobać? - wypaliła niespodziewanie Victa, w tym momencie skupiając na sobie wzrok wszystkich zebranych. - Jeśli nikt mi się nie podoba, to co?
I nagle strumień whisky wystrzelił prosto na nią.
Chyba sama zdawała się być tym incydentem zaskoczona.
__________________________________________________
W ten sam sposób Pocky oberwie urodzinowym tortem Fiffie po tym pełnym zawałów wieczorze xD |
Dzisiaj tak bardzo... sercowo.
Ale jak wiadomo, wątek również ważny, a w przyszłości...
...(dalekiej, ale jednak)...
...może mieć duży wpływ na inne wątki, prowadzone równolegle.
Także... No.
Miejcie oczy i uszy otwarte xd
Jak zwykle żywię nadzieję, że rozdział się Wam podobał
oraz...
<werble>
...oczywiście zapraszam do...
(zaskok)
KOMENTOWANIA~!
I to tyle na dzisiaj.
*Nox*
~ Tita Pocky
Ha! Pierwsza! Chyba...
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny! Ty inaczej nie potrafisz, prawda?
Nie ma to jak Hogwarcie urodziny. Też chciałabym zaproszenie.
Gra w magiczną butelkę jest zajefajna!
Biedna Victorie... Będzie śmierdzieć whisky! Muahaha
Wood jest durny...
Pozdrawiam i życzę weny.
- Izi
Sdhgajkdhkgdjodsxxckadkkh *.* *.* *.*
OdpowiedzUsuńTylko tym mogę opisać ten rozdział. Chcichrałam się jak głupia podczas czytania. Urodziny Fiffie, rozmowa Gigi z Teddym^^
Głupia Gigi. Serio. Co ona sobie myśli?! TED BĘDZIE Z VICTOIRE, TY GŁUPIA MAŁPO O DZIWNYM IMIENIU! A ta rozmowa... Kocham. Beściarskie. Impreza i gra w butelkę? Bomba. Zawstydzona Vickes, uhuhu^^ I Ted ♥ Aww :*
"A kto będzie rozwiązywał ich problemy sercowe? Oczywiście Pocky Glam!" - Świetne. Naprawdę lubię Pocky. Zazwyczaj narratorzy w fanficach mnie irytują, ale tu jest odwrotnie. Kocham ją!
I to by było na tyle. Lecę czytać jeszcze raz, pozdro! Weny! :*
~ Marta ♥
Jestem ciekawa co w sumie Vicky i Spell robili w tym kibelku ... odprawiali czarne rytuały! ;) =D Ale Marta ŚMIEJĄCA się razem z CHŁOPAKAMI w jej łazience. Czasoprzestrzeń dostała kopa w dupe!
OdpowiedzUsuńOh Ted, ale ma powodzenie *.- ;)
Gra w Czarodziejską Butelkę jest świetna! Też tak chce! To by było suuuper!! *o*
"Zakład, że dzisiaj się nie umyjesz i jutro będziesz pierwszą podejrzaną o picie..." Hahahaha! Pogrom!
No więc co tu więcej mówić - rozdział całkiem sporo wnosi, jest akcja, jest humor, czyli jest wszystko.
Zadowolona
~ Cameleon
Miałam dzisiaj okropnie męczący dzień, ale późnym wieczorem (dobra, nocą) mogłam sobie odpocząć z czymś dobrym do przeczytania - dziękuję bardzo!
OdpowiedzUsuńVictoire i Spell zamknięci w jednej kabinie. Biedna Vicky. (ps: kocham imię Spella)
Już nie lubię Gigi, chociaż na początku była mi obojętna. XD
Świetny pomysł z tą butelką. Oblewaniem kłamiącego whisky dokładnie. Uwielbiam takie własne, oryginalne pomysły w fanfickach.
Phi, Victoire leci na Teddy'ego, ale chyba jeszcze tego nie wie. Ha!
Pozdrawiam, Alister, która nadal ubolewa nad poziomem swoich komentarzy.
PS: Użycie opcji z obserwowaniem bloga okazało się super pomysłem (dlaczego nigdy wcześniej tego nie robiłam?) - teraz już chyba nigdy nie przegapię nowego rozdziału!
No Heeeeeeeeeeej!
OdpowiedzUsuńCzarodziejska gra w butelkę, ja też tak chcę!!!!! A to oblewanie whisky obłędne, bieda Victorie, strasznie musi po tym śmierdzieć!
Strasznie miłosny ten wpis....ale jakoś przeżyłam! I ja chcę wiedzieć co oni robili w tej toalecie!!! W ogóle ja zawsze wszystko chcę wiedzieć!!
Jak ja uwielbiam to, że rozdziału u Ciebie są takie dłuuuuuuuuugie ;) =D
Jak zwykle nie ogarniałam połowy postaci, ale co tam! (tak wiem, że daję dużo wykrzykników)
Na takie urodziny to bym z chęcią przyszła!!!!!!! Jestem pewna, że moje zaproszenie gdzieś się zawieruszyło zupełnie tak samo jak mój list z Hogwartu....hmmmm...to się robi podejrzane!
Podekscytowana
MrocznaKosiarka