niedziela, 21 czerwca 2015

16. "Niech wesołe Święta będą"

21. 12. 2012 r. PIĄTEK
  
   Ponieważ Cristal zdrowiała z każdym dniem, nie musiałyśmy już tak często wymykać się do Zakazanego Lasu, jednak zaczęłyśmy chodzić tam rzadziej również z innej przyczyny. Pod koniec jesieni w tej dziczy jest jeszcze bardziej niebezpiecznie niż zwykle, mimo że tylko Trelawney ma tak wybujałą fantazję, by być w stanie to sobie wyobrazić. Zaraz po tym jak ostatecznie zakończył się proces opadania liści, z drzew zaczęły spadać uschłe gałęzie i to raczej spore, nic dziwnego, że niekoniecznie podobało nam się ryzyko oberwania w głowę wielką drewnianą kłodą. Poza tym nie muszę chyba tłumaczyć, że w Zakazanym Lesie żyją centaury, testrale i akromantule, bo to każdy wie. Jednak dotychczas nie musiałyśmy się ich obawiać, ponieważ tam gdzie znajdowała się Kryjówka, było chyba najbardziej ustronne miejsce w całym lesie, z dala od puszczy centaurów, gniazda akromantul i (miejmy nadzieję) testrali, które wprawdzie nie wiadomo gdzie mogły się podziewać, aczkolwiek raczej nie dawały żadnych oznak swojej obecności, czy w ogóle życia. Ja, Victoire, Fiffie i Dominique opracowałyśmy do perfekcji technikę wymykania się w gąszcz dziczy i zakradania się do Kryjówki bez obawy, że ktoś nas widzi. Myślałyśmy, że to miejsce w lesie, w którym poza nami i naszym jednorożcem, nie ma żywej duszy, jednakże kiedy Hagrid wspomniał nam o nieśmiałkach (stworzonkach, które są na tyle cwane, że wyglądają na pierwszy rzut nieuważnego oka jak gałązki drzew), trochę się wystraszyłyśmy. I tu nie chodzi o same nieśmiałki! Raczej o to, że tak samo inteligentnie mogą się maskować o wiele drapieżniejsze stwory. No i jak tu łazić po tym buszu przy takim spadku pogody?
   Na dodatek nadal nie wiemy, co sprawiło, że Cristal tak paskudnie się zraniła. Pewnego listopadowego popołudnia, poszłyśmy więc na okolicznościową herbatkę u Hagrida i spytałyśmy się o zwierzęta, które mogłyby skrzywdzić jednorożca.
   - No wicie - powiedział nam. - Jednorożce to stworzenia o ogromnej magicznej mocy, więc nie łatwo je tak ot se zranić!
   Także jak niby mamy chodzić do lasu, kiedy dni robią się coraz krótsze, bez peleryny niewidki i jeszcze ze świadomością, że każdy nasz krok śledzi wielki, włochaty, złowrogi zwierzak?
   - Narażajmy swoje życie, ale bez przesady! - twierdzi Dominique i ma rację. Zresztą, jak zwykle.
    Poza tym ja i Victoire mamy jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia.
    Po pierwsze: Spłacić Booracka.
    Biedny tata Vicky, został chyba dosłownie zbombardowany przez sowy z listami! Dominique z uporem maniaka domagała się pozwolenia na przyjazd Fiffie do Muszelki na Boże Narodzenie. Victoire, której już pozwolono zaprosić na Święta mnie, prosiła teraz z kolei o przysłanie większej sumy pieniędzy. Ostatecznie, wysłuchane zostało życzenie tej drugiej, na co Domie jeszcze bardziej nasiliła swoje prośby.
   Gdy tylko otrzymałyśmy odpowiedź, ja i Vicky popędziłyśmy z Sowiarni do swojego dormitorium. Cudownie było patrzeć, jak monety z przyjemnym dźwiękiem sypią się na narzutę na łóżku Vi. Na koniec, z sakwy wypadła mała karteczka. "Odeślij sakwę" - pisało na niej. Victoire nieznacznie wywróciła oczami, po czym przywiązała sakiewkę do nóżki Kłębopiórki i posłała ją w świat.
   Ale nie myślcie tylko, że otrzymanie przez nas pieniędzy zakończyło nasze problemy z Boorackiem! Musiałyśmy przecież jeszcze wydać te pieniądze, jednak nic nie wskazywało na to, by taka okazja miała się nadarzyć w ciągu tego miesiąca. Ja i Vi gapiłyśmy się na tablicę ogłoszeń w salonie krukonów z nadzieją, że pewnego dnia zawiśnie tam w końcu ta przeklęta kartka z datą następnego wypadu do Hogsmeade. Nic z tego! W końcu poszłyśmy do McGonagall, która oświadczyła, że następne odwiedziny wioski będą dopiero w lutym.
   A właśnie, McGonagall.
   Na ten dzień przypadał akurat poniedziałek.
   Ja i Victoire nie pozwoliłyśmy sobie na żadne odstępstwo względem naszego wizerunku idealnych uczennic z domu Ravenclaw. Z rana, wyszłyśmy z dormitorium w pełnym umundurowaniu, w idealnie wykrochmalonych koszulach, idealnie wyprasowanych spódniczkach, idealnych kolanówkach, idealnie zawiązanych krawatach, oraz czarnych dziennych tiarach, o których większość uczniów zazwyczaj pozwala sobie zapomnieć. Ale my miałyśmy wypaść dzisiaj wzorowo.
   I okazało się, że niedaremny był nasz trud. Kiedy zapukałyśmy do gabineciego królestwa dyrektorki, weszłyśmy do środka i Victoire ujmująco grzecznie zadała pytanie, czy można by nam znieść szlaban na okres Świąt Bożego Narodzenia, prawie natychmiast otrzymała zgodę. Całkowicie opanowane, zeszłyśmy ze spiralnych schodków, przelazłyśmy pod chimerą, po czym zerwałyśmy spiczaste tiary z głów i wywaliłyśmy wysoko w górę, wrzeszcząc z radości. Tymczasem za oknem, pojedyncze żółte listki drgały na drobnych, czarnych gałązkach na tle popielatego nieba.
   A następnego dnia zaczął się Przedświąteczny Rozgardiasz.
   Co to jest Przedświąteczny Rozgardiasz?
   Otóż pozwólcie, że wam wyjaśnię.
   Przedświąteczny Rozgardiasz polega głównie na szperaniu, chomikowaniu, zakradaniu się, uciekaniu przed Irytkiem, przekradaniu różnych rzeczy, czarowaniu, oraz na ukrywaniu masy sekretów i tajemnic.
   Kiedy obudziłam się pierwszego grudnia, zanim jeszcze zdążyłam przetrzeć oczy, już zorientowałam się, że coś się zmieniło. Coś w powietrzu. To coś zagęściło się w nim, wciskając się w każdy kąt, oraz wprawiając parę z oddechu w lekkie drganie. To było oczekiwanie.
   Za dwadzieścia cztery dni miała być Wigilia Bożego Narodzenia.
   Już gdzieś tak w połowie listopada gęsta mgła zaczęła zasnuwać łąki wokół Zamku, nie zdziwiłam się więc zbytnio, kiedy za oknem nie dostrzegłam nic poza bezkresną bielą. Musiałam się chyba obudzić bardzo wcześnie, bo Victoire nie siedziała już jak zwykle rano na swoim łóżku. Spała.
   A potem w ciągu dnia, potrafiłam dostrzec tajemniczość nawet w drgnięciu powieki Brendy i poruszeniu się muszelek dyndających z uszu Vi. To było trochę tak, jakby cały świat skupił się w jakiejś wielkiej konspiracji tuż za moimi plecami.
   I wszystko zaczęło dziać się w zagadkowej dyskrecji. W zagadkowej dyskrecji przemykam przez korytarze z małą paczuszką pod szatą, z zagadkową dyskrecją puszczam oko do Fiffie, z zagadkową dyskrecją podaję Victoire pomocną książkę. A ona uśmiecha się zagadkowo. Ciekawe o czym myśli i do czego ją wykorzysta?
   To wszystko sprawia, że ja i Victa spędzamy mniej czasu razem. Ponieważ przed Świętami nie będzie wypadu do Hogsmeade, mamy huk roboty bo wszystko musimy zrobić same. Ja i Fiffie bardzo dużo czasu spędzamy teraz w pokoju wspólnym puchonów. Czy wspominałam już, jaką wygodną wysepkę z poduch i foteli mają puchoni w swoim salonie? Otóż ja i Fiffie bardzo często przesiadujemy całe wieczory na tej wysepce, przygotowując magiczne kartki, szykując prezenty dla przyjaciół i rodziny, dobierając wstążki i pakując podarki w zgrabne paczuszki. I oczywiście zdarza się również, że Crister, Nickie, Sean, Rosalie, Florence, Scarlett, Carrie i Laura dosiadają się i oczywiście wygłaszają swoje błyskotliwe komentarze, podczas gdy deszcz ze śniegiem przysłania gęstą kurtyną cały widok za szybą.
   Dosyć kłopotu miałam z prezentem dla Teddy'ego, który jest przecież jedynym przedstawicielem gatunku męskiego (poza moim tatą), dla którego powinnam coś zrobić. Pewnego mglistego poranka w bibliotece spytałam więc Victoire, co mu daje.
   - A co, nie masz pomysłu na żaden prezent? - odparła pogodnie, idąc między rzędami i machając energicznie różdżką, a książki zlatywały z półek i lądowały w jej ramionach. - Wystarczy pomyśleć co lubi, albo w czym jest dobry.
- Tego to się akurat domyśliłam... - powiedziałam z wyrzutem, drepcząc za nią i nie mogąc dotrzymać jej kroku. - I co dalej?
- No pomyśl trochę - zachęciła Victa, wychodząc z działu "Magiczne Stworzenia" i podchodząc do rzędu z literą "F" w dziale przeznaczonym historii magii. - Nie, raczej nie potrzebuję niczego o Egbercie Zuchwałym...
- A czego potrzebujesz? - spytałam szybko.
- Nie twoja sprawa - rzekła Vi spokojnie, po czym machnęła różdżką - Wingardium Leviosa!
   Książka wyleciała z półki a po chwili spadła prosto na stos trzymany przez Vicky.
- Teddy jest dobry z obrony przed czarną magią - powiedziałam, nadal łażąc za Victoire po całej bibliotece.
- Więc daj mu jakąś książkę o obronie przed czarną magią - Vika wlazła do Działu Niewidzialności, przez co na chwilę zniknęła mi z oczu. Po minutce wyszła po drugiej stronie i o mało co nie wpadła na stos książek pani Pince, lewitujący do sąsiedniego regału.
- Książkę? Jesteś pewna, że chłopak chciałby książkę? - spytałam.
   Victoire zatrzymała się gwałtownie, po czym błyskawicznie odwróciła się w moją stronę, na ile pozwalały jej na to trzymane przez nią księgi.
- Pocky, mówimy o Teddy'm Lupinie! - powiedziała. - Przecież on się żywi książkami!
- A no tak - zreflektowałam się.
   Victoire upuściła swoje tomiszcza na blat stołu, wciąż przyglądając mi się uważnie.
- Popatrz, mam tu listę książek, które mogłyby go zainteresować - wyciągnęła skądś zwitek pergaminu i zaczęła po kolei odczytywać tytuły. - Uroki dla zauroczonych, Podręcznik magicznej samoobrony, Jak przechytrzyć czarnoksiężnika... Kompendium popularnych zaklęć i przeciwzaklęć... Praktyczna magia obronna i jej zastosowanie w walce z Czarną Magią... to mu kupiłam... Cały komplet.
- Skąd ty wytrzasnęłaś tę listę? - zdziwiłam się. - Te wszystkie książki są w bibliotece?
- Wystarczyło wysłać list do ciotki Hermiony - Victoire wzruszyła ramionami. - Ona ma bzika na punkcie książek.
- I to wszystko można dostać w "Esach i Floresach"? - zapytałam, nie odrywając wzroku od listy.
- No tak... - powiedziała Victa niepewnym tonem. - Tylko radzę ci nie kupować Teorii obrony magicznej Wilberta Slinkharda, ona ma bardzo dziwne podejście do tego przedmiotu, ciotka Hermiona twierdzi, że on po prostu nie lubił uroków i chyba ma rację... Wujek Ron opowiadał nam raz, jak ciocia pokłóciła się o to z Umbridge na lekcji, no ale teraz wiesz, jeśli to podręcznik, który wystawiła Umbridge, to nie ma co wywalać na to pieniędzy...
- Umbridge to ta wredowata dyra, co wylądowała w Azkabanie? - wtrąciłam.
- Tak. Moja rodzina uwielbia obsmarowywać ją przy wspólnych kolacyjkach.
   Victoire zaczęła układać swoje książki według tylko sobie znanej zasady. Ja wciąż przeglądałam tytuły wypisane na pergaminie.
- A co z Jak pozbyć się upiora, Jak zaprzyjaźnić się z ghulami, Wakacjami z wiedźmami, Wędrówkami z trollami, Podróżami z wampirami, Włóczęgami z wilkołakami i Rokiem z yeti? - zapytałam.
- No nic, tylko chodzi o to, że to są książki Gilderoya Lockharta, a Teddy nie za bardzo lubi tego autora...
- I wcale mu się nie dziwię - powiedziałam, wykreślając pozycje Lockharta z listy. - Jedyną jego książką jaką "czytałam", był Poradnik Zwalczania Szkodników Domowych. Zrezygnowałam po trzech stronach.
- Czemu? - zachichotała cicho Victoire, ale natychmiast spoważniała kiedy koło nas przeszła pani Pince, jak zwykle skrzypiąc swoim butem.
- Daj spokój, jeżeli już we wstępie musiał zamieścić sekret połyskliwości swoich włosów...
   Ale zanim Vika zdążyła jakoś to skomentować, podeszła do nas Julia McDuck w towarzystwie Paris. Julia, jak zwykle w stanie wysokiego rozdrażnienia, zwaliła na blat stos ksiąg chyba trzy razy większy od stosu Vicky, natomiast Paris powiedziała nam nieśmiałe "cześć". Julia, uporawszy się z książkami, otarła pot z czoła.
- Napisałaś już wypracowanie z transmutacji? - zapytała, zauważywszy trzymany przeze mnie pergamin.
- Eeeee... tak - powiedziałam szybko i już miałam schować listę za plecami, ale było już za późno.
- Pokaż! - Julia wyrwała mi kartkę z rąk i przez chwilę wodziła oczami po jej powierzchni. - Zaraz... To przecież spis ksiąg! Uroki dla zauroczonych... Podręcznik magicznej samoobrony... czytałam to... i to... i to, i to, i to... Ach i to też... to przecież cały komplet ksiąg, prawda? O, i jest tu też Teoria obrony magicznej... Moim zdaniem Slinkhard miał dosyć osobliwe podejście do obrony przed czarną magią, chociaż zgadzam się z nim, że teoria zaklęć jest niezwykle przydatna, ale bez połączenia z praktyką, nadaje się do kosza... No i czytałam też wszystkie książki Gilderoya Lockharta, oczywiście łącznie z jego autobiografią, wiecie, Moje magiczne ja, szkoda tylko, że potem stracił pamięć, rozmowa z nim byłaby naprawdę interesująca, nie uważacie?
- Tak Julia - powiedziałam przez zęby. - Ale mogłabyś mi już to oddać?
   Ale Julia miała oczy nadal wlepione w tytuły na mojej liście.
- Jeju, wszystko to czytałam! Powstanie i upadek Czarnej Magii nawet dwa razy!
- To naprawdę fajnie - wyrwałam jej pergamin z ręki. - Ale ta lista jest mi potrzebna.
   Julia zrobiła obrażoną minę.
   Gorzej niż z Brendą...
- Skoro tak - wycedziła, podnosząc ze stołu swoje księgi. - Jeśli nie potrzebujecie mojej pomocy... a wiedzcie, że połowa pozycji z tej listy znajduje się w tej bibliotece, a wszystko jest dostępne do nabycia w księgarni... to ja wcale nie będę wam pomagać je znaleźć... Idziemy, Paris!
   Paris tylko kiwnęła głową i zaczęła zbierać swoje szpargały, ale zanim odeszła za Julią, posłała nam przepraszające spojrzenie.
- No to co wybierasz? - podjęła Vi, jakby nie miała już dosyć pogawędki o książkach po napaści Julii. - Ciotka bardzo polecała mi Uroki dla zauroczonych i Jak przechytrzyć czarnoksiężnika, a żadnej z nich nie ma w bibliotece. Wystarczy tylko, że zamówisz którąś z nich przez sowę...
- Ty w ten sposób zamówiłaś ten cały komplet? - spytałam, nadal uważnie studiując listę, teraz już wymiętoloną przez Julię.
- Ui.
   Nagle oderwałam wzrok od pergaminu. Victoire spojrzała na mnie.
- Co?
   Zmrużyłam oczy, wciąż nie odlepiając wzroku od przeciwległego rzędu z literą "F" w dziale "Wróżbiarstwo i jasnowidztwo".
- Victoire, wcale nie musimy czekać na następny wypad do Hogsmeade.
- Co masz na myśli?
- A to, że możemy przecież zamówić sowią pocztą te wszystkie składniki dla Booracka.
   Odwróciłam wzrok od półek i spojrzałam na nią. Victoire patrzyła na mnie kręcąc głową. Widocznie kompletnie mnie nie zrozumiała.
- Tak Pocky, tylko że to nie jest takie proste...
- O co ci chodzi? - spytałam.
- Pocky! Kiedy kradłyśmy te składniki Boorackowi, w ogóle nie zdawałyśmy sobie sprawy z tego, w co się pakujemy! Zrozum, sprawdziłam to i tak się składa, że parścina zalicza się do materiałów handlowych klasy B, więc będzie z nią dużo trudności, a nektar rzodkiewek słodkowodnych należy do substancji niewymienialnych klasy C, więc nie mam pojęcia, w jaki sposób je w ogóle zdobędziemy.
   Na moment zaległa cisza i słychać było jedynie szmer szeptów i przyciszonych głosów innych uczniów, szelest przewracanych stron w księgach, szuranie krzeseł i skrzypienie buta przechadzającej się między rzędami pani Pince.
- Musisz zrozumieć - ciągnęła Vi - że nie da się załatwić wszystkiego poprzez kupienie tych rzeczy w aptece. Zdobycie niektórych z nich może być naprawdę trudne i niebezpieczne, a Boorack zadając nam tę karę, doskonale o tym wiedział.
- To w takim razie co proponujesz? - zapytałam. - Skoro nie możemy tej parściny i nektaru ani kupić, ani zamówić...
- Możemy, ale musiałybyśmy grubo zapłacić, no i mieć też odpowiednie licencje... Ukończone siedemnaście lat...
- A zanosi się na to, że ukończymy je przed feriami świątecznymi? - westchnęłam. - Więc tak jak mówiłam, nie możemy tego ani kupić, ani nic... Co robimy?
- Nie mam pojęcia - powiedziała Vi, spoglądając na mnie żałośnie. - Chyba że... - namyśliła się.
- Chyba że co? - spytałam.
   Gapiła się w skupieniu na swoje paznokcie.
- Nnnnno? - ponagliłam.
   Zacisnęła wargi i nic nie powiedziała.
- Vicky... gadaj.
- Wiesz co... Jeszcze nie teraz. Pomyślałam o czymś ale... Najpierw dowiedzmy się, czy apteka w Hogsmeade realizuje zamówienia przez sowią pocztę.
   Po czym podeszła do pani Pince, która zgrzytnęła zębami i zaczęła energicznie stemplować księgi Vi.
   Ostatecznie zamówiłam dla Teddy'ego książkę Jak przechytrzyć czarnoksiężnika.
   Pogoda robiła się coraz gorsza, co równie dobrze mogłabym porównać do naszych stopni z eliksirów. Mnie i Victoire zaczynała już ogarniać panika, że w takich warunkach będziemy musiały przetrwać jeszcze przez cały styczeń i część lutego, gdyż okazało się, że apteka i w Hogsmeade i na Pokątnej nie realizuje zamówień, a Boorack najwyraźniej mógł czekać nawet wieki na te swoje składniki, ale bynajmniej nie zamierzał nam odpuścić i to prawdopodobnie do końca naszej edukacji w tej szkole.
   Tymczasem nauczyciele zaczynali nam zadawać prace domowe na ferie świąteczne, wiatr z lodowatym deszczem chłostał mury Zamku, a w szkole porozpalano w kominkach. Pewnego grudniowego poranka stałam z Teddy'm na jednym z jedenastu dziedzińców i czekaliśmy na Victę. Przez chwilę tylko staliśmy w bezruchu i gapiliśmy się na atramentowe chmury na tle chłodnego błękitu świtu, aż w końcu Ted odezwał się, nadal nie odrywając wzroku od nieba.
- Nadchodzi zmiana.
- Jaka zmiana? - spytałam.
   Teddy milczał przez chwilę, wciąż patrząc w górę.
- Spadnie śnieg - wyjaśnił krótko, po czym nagle odwrócił się w moim kierunku: - Ale nie martw się, od razu stopnieje.
   No a potem przyszła Vika i Teddy natychmiast skończył z prorokowaniem pogody.
   I rzeczywiście, kiedy obudziłam się następnego poranka, padał śnieg.
   I tak jak mówił Teddy, do południa wszystko stopniało.
   Nazajutrz, ja i Teddy znów staliśmy na dziedzińcu, czekając na Vi.
- Jutro znowu spadnie śnieg - powiedział Ted. - Ale stopnieje, bo jest za ciepło.
   Victoire, która nie wierzy we wróżbiarstwo żadnego rodzaju, nawet pod postacią opinii Teddy'ego, oczywiście znalazła sposób, aby podważyć jego przepowiednię.
- Mówiłeś, że po śniegu nie zostanie śladu - rzekła, kiedy wyszliśmy na błonia po obiedzie. - A przecież jest go jeszcze pełno na dachówkach!
- Tak, tylko czy będziesz grała w śnieżki na dachu? - zapytał Teddy z ledwo wyczuwalną nutą ironii.
   Następnego dnia śnieg padał cały dzień.
- I co? - powiedziała Victa, okutana w płaszcz, pod którym miała prawdopodobnie jeszcze ze dwa swetry, przytupująca z zimna i z szalikiem zawiązanym pod sam nos. - Jeszcze ci za ciepło?
- Sądzę - odparł spokojnie Teddy - że jest dostatecznie zimno, by śnieg utrzymał się do końca zimy.
   Temu nawet Vic nie potrafiła zaprzeczyć.
   Tymczasem w szkole pojawiły się już świąteczne dekoracje. Wielkie wieńce z ostrokrzewu i kiście jemioły zawisły pod sufitami w korytarzach, na poręczach schodów pojawiły się zaczarowane sople lodu, zbroje wyśpiewywały kolędy, a Irytek wtórował im, wywrzaskując parodie świątecznych pieśni. Zobaczyłam też raz przez okno pokoju wspólnego, jak Hagrid ciągnął do Hogwartu jedną z dwunastu ogromnych choinek, które staną w Wielkiej Sali.
   Dwudziestego pierwszego grudnia ja, Victoire, Fiffie, Domie, Teddy i Paczka Puchonów, wróciliśmy do szkoły cali przemoczeni po niesamowitej dwugodzinnej bitwie na śnieżki. Victoire pociągała nosem; w końcu dostała parę razy w twarz, została też porządnie natarta śniegiem, a na ostatku Teddy wrzucił jej śniegową kulę za kołnierz. Nic dziwnego, że gdy stanęliśmy w sali wejściowej, wyglądaliśmy jak zgraja bałwanów. W momencie, gdy zamknęły się za nami dębowe wrota Hogwartu, zobaczyłam, jak przez salę  przelatuje troje perłowo białych duchów, wyśpiewujących:
- Niech wesołe Święta będą,
  śpiewa szkolny dzwon
  Płynie cały świat z kolędą...
- "Tak - pomyślałam z satysfakcją. - Święta na pewno będą wesołe".
   Jutro miałam jechać do domu Dominique i Victoire.


________________________________________________





Dzisiaj długo, nudno i krukońsko,
ale jeżeli poczuliście Magię Świąt, czytając ten rozdział,
mimo iż jest czerwiec, to... jestem z siebie dumna xD
A teraz czas na kilka przypisów:
Wszystkie tytuły książek zostały zaczerpnięte z cyklu o Harry'm Potterze.
Notabene, "Praktyczna magia obronna i jej zastosowanie w walce z Czarną Magią", czyli komplet, który Victoire kupiła Teddy'emu...
Powiem tylko, iż to nie przypadek, ponieważ te same książki dostał na Święta Harry w "Zakonie Feniksa" od Remusa i Syriusza.
Możecie sprawdzić w książce, jeżeli nie wierzycie.
Poza tym, "materiały handlowe klasy B" i "substancje niewymienialne klasy C"... To też nie ja wymyśliłam (nie jestem aż tak mądra xD) i to również zostało zaczerpnięte z HP.
Na koniec:
Fragment kolędy śpiewanej w końcówce przez duchy powinien być wam znany z filmu "Kamień Filozoficzny".
Tak więc jeżeli pomyliłam coś w tym kawałku pieśni
(napisałam go tak jak pamiętałam) to przepraszam.
No. To już wszystko.
Rozdział taki "przejściowy", ale w końcu w Muszelce i Norze dziać się będzie więcej...
Komentujcie ludzie!
Nox /*
~ Tita Pocky


  

17 komentarzy:

  1. Heeejka!
    Czyli nie będzie nielegalnych wypadów do lasu? A szkoda... Ta adrenalina wypełniająca żyły, gdy się wymyka do lasu pod osłoną nocy.
    Czy Victorie i Pocky też dadzą mi jakąś fajną książkę czy nie mam na co liczyć?
    Z tą Julią jak z Brendą. Ciekawe czemu nie są przyjaciółkami. Pasowałyby do siebie.
    Biedne dziewczyny... Jeszcze tyle będą musiały dla Booracka (tak to się piszę?) zdobyć. Strasznie im współczuję.
    Teddy jasnowidz :)
    Swięta, święta, błogi czas.
    Niech zostanie wokół nas!
    I tą krótką piosenką żegnam się i pozdrawiam
    - Izi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypady będą bo muszą być, ale nie tak często jak dziewczyny by chciały...
      Julia i Brenda to jak przysłowiowe dwa słońca na jednym firmamencie. Nawet jeżeli są między nimi podobieństwa, te dwie dziewuchy nigdy się nie dogadają...
      Święta, Święta, a u nas wakacje xD
      Dzięki za komentarz ~ Tita Pocky

      Usuń
  2. No hej!
    Ja poczułam magię Świąt!!! Aż mi się zimy zachciało....; )
    Tylko nie bardzo zrozumiałam jak to jest z tymi ksiazkami-Victorie kupiła je wszystkie, a Pocky ma kupić drugą takà samą?????
    Nie mogę się doczekać Świąt w Muszelce, na pewno będzie ciekawie przecież Victa i Domie mają jeszcze brata! =D
    Mimo, że to Pocky jest główną bohaterką to Victorie zdaje się być tą ważniejszą postacią. Nie mogę się doczekać następnego wpisu!!!!! Ja chcę Gwiazdkę teraz zaraz; )
    MrocznaKosiarka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vicky kupiła Teddy'emu komplet ksiąg, Pocky tylko jedną skromną książeczkę xD
      Brat... Będzie brat, a jakże!
      Chcesz gwiazdkę, a za parę dni wakacje... Ten ból...
      BĘDZIE GWIAZDKA MAM NADZIEJĘ PRZED KOŃCEM CZERWCA XD
      Dzięki za komentarz i pozdrawiam ~ Tita Pocky

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. WIęc tak. Przeczytałam to jakieś 123456789098765432 godzin temu, ale nie chciało mi się komentować.
      Czas, wena, wszyskto. Nie miałam ochoty.
      Więc tak: Mi się udzieliła Magia Świąt. Ale spojrzałam potem za okno; słonko świeci, ptaszki śpiewają, więc wiesz xD
      Trochu przejściowy, ale każdy ma kiedyś taki przejściowy rozdział. Więc spoko. :_
      ...EJJJJ
      Teddy. Vicky gada że OPCM...a widać, że on tak naprawdę interesuje się wróżbiarstwem!
      Czy tylko ja to zauważyłam?
      A Vi nie lubi wróżbiarstwa. I temu OPCM.
      A teraz święta w muszelce! To jedno z moich ulubionych miejsc! Ciekawe, czy Vic będzie tłumaczyła Pocky, czyj grób leży niedaleko muszelki. ALBO...
      EEEEJ!
      A może Harry przyjdzie na święta, żeby podłożyć pod grób Zgredka prezent? To by było piękne... <3333
      Moja wyobraźnia płata mi figle xD
      Pozdrawiam, życzę wakacji pełnych weny i czasu wolnego!
      ~Wikkusia

      Usuń
    2. U mnie czerwiec iście londyński, bardziej październikowaty niż czerwcowy... Ech.
      A tym czasem na moim blogu zima xD
      Vika słusznie twierdzi, że Teddy wielbi OPCM, on sam nigdy nie uczęszczał na wróżbiarstwo. Ale jak widać, mimo że wilkołakiem nie jest, obdarzyłam go pewnym wilkołaczym instynktem...
      Z tymi Świętami w Muszelce to mam problem, bo muszę je zmieścić w jednym rozdziale! Można się więc spodziewać tasiemca...
      Dziękuję i wzajemnie ^^ ~ Tita Pocky

      Usuń
  4. No hej! Jesteś wreszcie!
    Oh tak udzieliła mi się magia świąt. Czy mogłabym dostać pozwolenie na ściągnięcie od Ciebie kawałaku z Czarodziejską Grą w Butelkę? Nadal ją wspominam! :)
    Tak, trochę przejściowy, ale co poradzisz.
    Coś z tym Teddym będzie. Czuję to w kościach. A może to tylko chłód kiedy pomyślałam o śnieżce Victore za bluzką?
    Och już się nie mogę doczekać Świąt w Muszelce! A znając Ciebie Panno Pocky, na pewno nie będę mogła narzekać na brak akcji!
    Więc do zobaczenia na Świętach u Billa (chyba, że zechcesz wpaść i przeczytać coś u mnie)!
    ~ Cameleon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, cieszę się, że Magia Świąt tak mi się udała! Jak już pisałam pod Wikkusią, praca nad Świętami w Muszelce wre i czeka Was następnym razem dużo czytania, mam nadzieję, że dotrwacie!
      Co do butelki musiałabyś wyraźnie zaznaczyć skąd pochodzi pomysł rzecz jasna. Do Ciebie wpadnę z pewnością niebawem i skomentuję jeszcze! ~ Tita Pocky

      Usuń
  5. Hejo! Super notka ♥

    To może tym razem, aby najlepsze zostawić na koniec, zaczniemy od błędów. Pamiętasz, jak pisałam ci o kropkach w dialogach? Znów to się kłania. Gdy piszesz, JAK ktoś coś powiedział (spytał, obwieścił, wymamrotał, burknął, ponaglił, itp.) nie robisz kropki. Jeśli na początku jest imię, np.
    - Dalej. - Lisa ponagliła Annę.
    Wtedy masz kropkę. Za to:
    - Dalej - ponagliła Annę Lisa.
    To nie ma. Kiedy jest:
    - Podaj mi to. - Wyciągnęła rękę do Jacka.
    Masz kropkę. Kminisz? To dobrze ;D

    Jupi! Możemy gadać o notce. Ja poczułam świąteczną atmosferę. Aż chce mi się śpiewać kolędy, szkoda tylko, że słoń nadepnął mi na ucho. Oj, będzie się działo w Muszelce, będzie się działo.

    Czy tylko mnie tak irytuje Julia? Założę się, że nie. Ja sama mam dobre oceny i lubię się uczyć, ale nie przesadzajmy. I ta jej "giermkowa" Paris... Żenada, no. I tyle.

    Teddy przepowiadający pogodę? Płakałam ze śmiechu, nie wiem czemu. Takie to zabawne jakieś. I tak jest moim "menszęm" xD

    Jak ja kocham Pocky! Serio. Wzbudza we mnie takie mega pozytywne uczucia, a zazwyczaj mam ochotę zabić głównych bohaterów w fanfikach. Stworzyłaś świetną postać, tak jak reszta! Mają zróżnicowane i takie... prawdziwe charaktery! <3

    Także weny życzę i pozdrawiam. Możesz być z siebie dumna, my lady (Marta accepted)! Do następnej notki.

    ~ Twoja ukochana wytykarka wszelkich drobnych błędów Marta ♥ ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i cholerne kropki! No nic... Tylko... Następnym razem jak zobaczysz gdzieś błąd, przytocz proszę dokładnie ten fragment, żeby mi go wskazać... Łatwiej wtedy będzie mi je poprawiać ;_;
      Teddy pogodynka, no cóż xD
      Cieszę się z tego, że tak trafnie odbierasz charaktery Julii i Paris, a jeszcze bardziej cieszę się z Twojej sympatii do moich bohaterów ❤ Mam nadzieję, że tego nie zniszczę...! A osobowości muszą być zróżnicowane, w końcu bez tego byłoby nudno i nie miałabym nawet o czym pisać!
      Pocky dziękuje ślicznie za niechęć do zabicia jej, jako że jest narratorką tego opowiadania :3
      I ogólnie wielkie dzięki za ten super motywujący komentarz :33 Do następnego! ~ Tita Pocky

      Usuń
  6. Super blog i mam nadzieje ze bedzie wiecej o Teddy'm i Victorii ♡ :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, z biegiem czasu na pewno będzie xD Dziękuję za komentarz ~ Tita Pocky

      Usuń
  7. Bardzo ciekawie piszesz i z niecierpliwoscia czekam na kolejny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :3 Tylko... Hm. Chyba będę musiała poprosić o jakiekolwiek podpisy pod anonimowymi komentarzami... ~ Tita Pocky

      Usuń
  8. Czy to jest blog o Teddym i Victori czy taki twoj???
    Super notka, oby takich wiecej.
    POZDRAWIAM
    ~Mrs.Black xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest taki mój blog o Teddy'm i Victoire xD
      Dziękuję bardzo za komentarz i również pozdrawiam ~ Tita Pocky

      Usuń

Jeżeli sądzisz, że w dobie komputerów sztuka komentowania zanikła... (zwłaszcza wśród czytelników), to niezawodny znak, że jesteś
MUGOLEM❣