piątek, 10 lipca 2015

18. Prawdziwa Trzynastka

31. 12. 2012 r. PONIEDZIAŁEK

   - Ależ absolutnie się nie zgadzam, nie, nie ma mowy! I proszę bez takiej miny, panno Glam! Dosyć, panno Pussycat! Nie zgodzę się, tak jak się nie zgodziłem w zeszłym roku i jak nie powinienem się zgodzić dwa lata temu! Właśnie tak! Myśleliście, że pozwolę na to po tym, co się stało? Uczniowie powinni siedzieć nad książkami, a nie! Już powiedziałem, panno Weasley! Tak Lupin, to moje ostatnie słowo!
   Po czym zamknął nam drzwi przed nosem.
- No świetnie - skomentował Teddy. - Po co my tu w ogóle przychodziliśmy, wiadomo, że Boorack już nigdy nam na to nie pozwoli.
   Wszyscy pokiwali głowami z ponurymi minami. Było oczywiste, że Teddy miał rację. Boorack już nigdy nie pozwoli nam pójść w Sylwestra na Wieżę Astronomiczną puszczać fajerwerki, mimo że to właśnie on jako jedyny z nauczycieli (chociaż raczej już mocno podchmielony Kuchenną Sherry) zezwolił nam na to dwa lata temu.
- Ale nie martwcie się! - Brenda jak zwykle była sfiksowaną optymistką. - Jest przecież jeszcze imprezka w pokoju wspólnym!
   Tak, tylko sęk w tym, że imprezka w zeszłym roku trochę nie wypaliła, w każdym razie nietrudno jest sobie wyobrazić stado rzygających nastolatków po wypiciu Starej Ognistej Whisky Ogdena, wykradzionej skrzatom z kuchni. Szybko odgoniłam wizję szalejącej prefekciny Sherry Power, wrzeszczącej, że nie jesteśmy godni miana krukonów, chociaż to wszystko przez tych debili z Hufflepuffu, którzy potajemnie dostarczali whisky wszystkim domom... Wprawdzie McGonagall kazała potem skrzatom rzucić zaklęcia ochronne na spiżarnię z trunkami, ale co jeśli jakimś zdemoralizowanym uczniakom uda się je obejść? (Tak nawiasem, to po co McGonagall ta cała spiżarnia z trunkami)?
   - Po co mamy sobie psuć Sylwestra? - paplała dalej Brenda. - Chodźcie dziewczyny, musimy się przygotować! Jest impreza, jest zabawa, co nas obchodzi Boorack i jego głupie zasady...
- Ćśśśśś - powiedziała natychmiast Vi. W końcu staliśmy tuż pod drzwiami gabinetu Booracka i nie wiadomo, czy właśnie nie podsłuchiwał pod nimi w celu sprawdzenia, czy przypadkiem go nie obgadujemy.
- Lepiej chodźmy - rzekł Teddy, rzucając ukradkowe spojrzenie na drzwi Booraczanego gabinetu.
   Powoli ruszyliśmy w stronę schodów do sali wejściowej. Za czterdzieści pięć minut miała się zacząć kolacja, aczkolwiek ani ja, ani Victoire i Brenda nie zamierzałyśmy na nią iść. Wciąż zrzędząc na Booracka, zaczęliśmy wspinać się do góry. Z Tedem rozstałyśmy się jak zwykle na siódmym piętrze w korytarzu Barnabasza Bzika, natomiast pod drzwiami do pokoju wspólnego Ravenclawu czekała już na nas grupka drugoklasistów.
   - Gdzie można znaleźć białego kruka? - zapytali, gdy tylko nas zobaczyli.
- Nie znacie odpowiedzi na pytanie? - domyśliła się Vi.
- Gratulujemy błyskotliwej dedukcji! - wyparskali ze zniecierpliwieniem. I jak tu być miłym dla tych zarozumiałych kujonków? Założę się, że połowa z nich nie ukończyła jeszcze dwunastu lat.
- Przepraszam... przepraszam... - Zaczęłam przepychać się przez nich w stronę kołatki.
   Zastukałam.
- Gdzie znajdziesz białego kruka? - zapytała melodyjnie.
- Tam, gdzie nikt nie będzie szukał - odpowiedziałam i gdy tylko to zrobiłam, ci idioci drugoroczniacy od razu przepchnęli się przez wejście, tak że wpadłam wprost na Sherry Power, która stała tuż za drzwiami.
   - STOP! - wrzasnęła, całkiem niepotrzebnie, bo wszyscy na jej widok zawsze zatrzymują się jak wryci ze strachu. - Przeszukać ich!
   Podeszło do nas dwoje chłopaków z szóstej klasy i zaczęli wodzić po nas różdżkami.
- To po to, żeby sprawdzić czy nie przemycacie whisky - wyjaśniła Sherry z obłudnym uśmieszkiem. - Dobra, ci są czyści, możecie wejść!
   W kącie salonu siedzieli wszyscy z czwartej klasy z minami winowajców, zbici w ciasną grupę, jakby się spodziewali, że zaraz ich zwiążą i zakneblują. To właśnie ta gromadka w zeszłym roku upiła się Ognistą Whisky, a teraz siedziała niczym stadko potulnych baranków pod czujnym okiem Sherry. Ja, Vika i Brenda przeszłyśmy obok nich i udałyśmy się do dormitorium.
   Julia i Lisa już tam były. Ta pierwsza leżała na swoim łóżku, pisząc długaśne wypracowanie na historię magii, natomiast druga siedziała przy swoim sekretarzyku, malując paznokcie wyciągiem z drzewa balsamowego.
- Też coś! - prychnęła Brenda, zwalając się na swoje łóżko. - Że niby my przemycamy whisky! Chyba im się coś w głowach przekręciło!
- Muszą przecież sprawdzać - odezwała się Julia, nawet nie przerywając pisania. - Po tym, co było w zeszłym roku to chyba oczywiste środki bezpieczeństwa.
- Przecież jesteśmy krukonami - przypomniałam. - My nie pijemy whisky.
- Ale jeśli ma się powiązania z puchonami... - No tak, to zapewne wszystko tłumaczyło...! Julia podrapała się piórem po nosie. - Poza tym, wiadomo że czwartoklasiści z Ravenclaw są czarnymi owcami.
   Cóż, z tym akurat musiałam się zgodzić. O ile kujonowaci są siódmoklasiści, szóstoklasiści i piątoklasiści, i o ile zarozumiali są ci niedoświadczeni uczniacy z pierwszej i drugiej klasy, o tyle czwarta klasa składała się z samych ludzi o intelekcie pufka pigmejskiego. No, może poza Pamellą Goldson i Sarą Croft, czyli dziewczyną od kota.
- Ale przecież McGonagall rzuciła jakieś czary mary na tę spiżarnię z whisky, co nie? - dąsała się Bren. - A oni i tak nas sprawdzają...
- Wiesz, ktoś mógłby kupić whisky w Hogsmeade. - Julia zaczęła nowy akapit.
- Tsa, bo by nam sprzedali... - burknęła Brenda.
- Mogli kupić jacyś siódmoroczniacy, a młodszym dać do przemycenia - wymyśliła Lisa.
- Niby po co? - rozjuszyła się Brenda. - Chyba stać ich na jakieś lepsze sposoby, mogliby zamienić whisky w pustą butelkę, a potem znowu odczarować, czy coś takiego...
- Dlatego właśnie wszyscy są sprawdzani...
- W każdym razie zanosi się na to, że będzie lepiej niż w zeszłym roku, co nie? - odezwała się Victa. - Przynajmniej McGonagall już nie będzie się o nic wściekać.
- Cóż, impreza pod kontrolą Sherry Power nie brzmi zbyt dobrze - zauważyłam.
- A jak delegacja u Booracka? - zagadnęła Lisa.
   Ja i Victoire spojrzałyśmy po sobie posępnie.
- Tak jak w zeszłym roku.
- Ou. - Lisę wyraźnie to rozczarowało. - Czyli że nie będzie żadnych fajerwerków?
- Nie.
- Czyli że jednak muszę iść na tę imprezę...
- A co, zamierzałaś nie iść?! - Brenda wybałuszyła oczy, jakby właśnie się dowiedziała, że Sandra nie buja się już w Peterze.
- Nie wiem - wyjęczała Lisa. - Nie chcę na nią iść.
- Dlaczego?! - wykrzyknęła Brenda, aż skacząc na swoim łóżku ze wzburzenia.
- To znaczy... - Lisa zagryzła wargę i już nic nie powiedziała.
- Ale idziesz...? - zapytała Brenda z obawą. - No przecież nie pójdziesz chyba spać!
- Chyba nie mam wyboru...
- No to na co jeszcze czekamy?? - Brenda klasnęła w dłonie. - Przygotowujemy się!
   Po czym zeskoczyła z łóżka i zaczęła wyjmować ze swojego kufra przeróżne stroje, a raczej wywalać je z niego na sam środek podłogi w dormitorium.
   Westchnęłam. Kiedy w pierwszej klasie dziewczyny wypindrzały się na Sylwestra, uważałam, że to idiotyczne, ale przecież nie jestem już takim dzieckiem! Otworzyłam kufer i wyjęłam z niego dwie sukienki, które już od tygodnia planowałam włożyć na tę okazję, ale jeszcze nie zdecydowałam, którą. Natomiast dziewczyny zaczęły krzątać się po dormitorium w szale przygotowań. Brenda jak zwykle poszukiwała opaski na włosy do pożyczenia, Lisa zaczęła tradycyjnie wyczerpywać zawartość flakonu z perfumami, a Vicky zaczęła układać sobie włosy na różnorakie sposoby i tylko Julia nie ruszyła się z miejsca, całkowicie pochłonięta pisaniem wypracowania, zupełnie jakby to było jej CV. W końcu wybrałam czarną sukienkę, akurat wtedy, kiedy Brenda pożyczała opaskę od Julii, Lisa dała sobie spokój z kadzidłami, a Victoire postanowiła w ogóle nie układać włosów, tylko iść w rozpuszczonych.
   Kiedy przebrałam się już w swoją sukienkę, pomalowałam usta i oczy. Brenda jak zwykle strasznie się wytapetowała i jak zwykle musiała to zmywać i zaczynać wszystko od początku. Vika wyglądała olśniewająco - założyła szaro-srebrną, lekką sukienkę i sypnęła odrobinę brokatu w srebrzyste włosy. Oczywiście z jej uszu dyndały muszelkowe kolczyki, tym razem zabarwione na srebro.
   Nagle zauważyłam, że Lisa gdzieś zniknęła. Rozejrzałam się po dormitorium, aż w końcu dostrzegałam ją ukrytą w ciemnym kącie przy jej łóżku. Podeszłam do niej.
   W ogóle nie była przebrana.
- Czemu się nie przebierasz? - zapytałam.
   Lisa tylko pociągnęła nosem.
   No tak... Już wiedziałam, dlaczego Lisa nie chciała iść na tę imprezę. Biedaczka... Zupełnie zapomniałam, że w zeszłym roku Lisa przesiedziała całego Sylwestra w kącie, bo nikt nie chciał z nią tańczyć. Teraz pewnie bała się, że historia się powtórzy.
- Nie chcę iść - odezwała się, tym samym potwierdzając wszystkie moje podejrzenia.
- Proszę, pójdź - powiedziałam. - Przecież nie możesz przespać Nowego Roku...
- No tak. - Lisie zwilgotniały oczy. - Ale co ja będę tam robić? - Spojrzała na mnie bezradnie.
- Jeśli będziesz podpierała ścianę, to przecież ja z tobą... - Może to nie było zbyt dobre posunięcie, bo kiedy w zeszłym roku podpierałam ścianę z Lisą to i tak potem ją zostawiłam, gdy Victoire i Teddy porwali mnie w tłum uczniaków. Lisa uśmiechnęła się smętnie.
- Tylko że ciebie na pewno ktoś zaprosi - powiedziała.
- Ale... - Zaczęłam szukać kolejnego argumentu. - Wyładniałaś od drugiej klasy... - To była prawda, ponieważ w drugiej klasie Lisa z całą pewnością nosiła trzy razy większy rozmiar niż teraz. - Na pewno teraz ktoś cię zaprosi.
- No dobrze... - zgodziła się w końcu. - Ale jeśli będę siedzieć sama do północy, to wracam do dormitorium...
- W porządku - powiedziałam.
   O ile każda z nas miała w miarę określony styl - Victoire przyodziewała się w ulubione błękity i muszelkową biżuterię, Brenda stroiła się w zwariowane wzory i dziwnie łączyła kolory, a Julia gustowała w grzecznych sweterkach i ołówkowych spódnicach - o tyle uważałam, że Lisa jest szara i bezstylowa. Jeśli nie nosiła szkolnej szaty, to zawsze ubierała się tak samo - w te same znoszone dżinsy i jakąś bluzę, których ma chyba ze trzy na krzyż. Zdziwiłam się więc, gdy okazało się, że Lisa ma mnóstwo fajnych ubrań w kufrze.
- Czemu nigdy nie założyłaś tej bluzki? - męczyła ją Vika, która dołączyła do przeglądu ubrań Lisy. - Dlaczego w ogóle nie nosisz tej koszuli?
    Doprawdy, jeżeli jesteś zakompleksioną Lisą Ackerley, to nie ma dla ciebie większego wsparcia niż u dowartościowanej w stu procentach wili.
    W końcu wybrałyśmy jej sukienkę w eleganckim ciemnogranatowym kolorze. Lisa wyglądała bardzo ładnie i było oczywiste, że ustawią się do niej w kolejce.
   Kiedy impreza miała się zacząć za kwadrans, my byłyśmy już gotowe. I dopiero kiedy miałyśmy już opuścić dormitorium, zauważyłyśmy to. W czasie gdy my się przebierałyśmy, malowałyśmy i czesałyśmy, Julia nawet na milimetr nie ruszyła się z miejsca, za to bardzo ruszyła się w swoim wypracowaniu, bo zdążyła już zapisać aż połowę drugiej rolki pergaminu.
- Julia, ty nie idziesz? - Brenda wytrzeszczyła na nią oczy ze zgrozą.
- Przecież widzisz, że piszę wypracowanie - odparła oschle Julia.
- Będziesz odrabiać pracę domową w Sylwestra?! - Brenda była tak przerażona, jakby Julia nagle stwierdziła, że postanowiła popełnić samobójstwo, dłubiąc sobie różdżką w uchu.
- Oczywiście - powiedziała Julia z irytacją. - A co mam robić? Przecież nie mogę zignorować tego wypracowania!
- Przecież możesz zrobić to jutro! - Brenda już prawie płakała.
- Oczywiście, że nie! - Julia była wyraźnie urażona. - Przecież gdybym poszła na tego Sylwestra, jutro byłabym niedysponowana z powodu niewyspania! A jak napiszę tę pracę teraz i pójdę spać jak normalny człowiek, to następnego dnia będę przynajmniej funkcjonalna, podczas gdy wy będziecie zaspane i skacowane, bo na pewno jacyś zdemoralizowani uczniacy przemycą whisky tuż pod nosem Sherry!
- No dobra - powiedziała Brenda obrażonym tonem. - W takim razie idziemy bez ciebie i na pewno będziemy się świetnie bawić!
   Po czym zeszłyśmy do pokoju wspólnego, gdzie już zaczynała się impreza.
   Usiadłyśmy na jednym z foteli pod posągiem Ravenclaw, a ponieważ nie było nas na kolacji, nałożyłyśmy sobie sałatki owocowej. Powoli środek salonu zaczął się zapełniać.
- Może sałatki? - Victoire podsunęła miskę Brendzie pod nos.
- No co ty, teraz?! - Brenda z podniecenia była na skraju histerii. - Jeszcze będę mieć wzdęcia i jak ja będę tańczyć?!
   Lisa westchnęła po mojej lewej stronie, po czym nałożyła sobie większą porcję sałatki. I nagle, na nasze nieszczęście, na jedzenie przy naszym stoliku rzuciła się Bacy Phellps! Na jej widok o mało co nie zakrztusiłam się kawałeczkiem kiwi. To było jeszcze gorsze niż wtedy, kiedy Bacy miała na sobie różową koszulinkę nocną z kaczuszką na piersi, którą dane było nam zobaczyć kiedy wtargnęłyśmy do dormitorium Fiffie i Domie podczas zażartej walki pierwszoklasistek na poduszki. Teraz, wyraźnie zadowolona z siebie Bacy miała na sobie różową błyszczącą miniówę i jakąś koszulkę modną prawdopodobnie dziesięć lat temu, kiedy pępki lubiły oglądać światło dzienne... Za nią stała drobna blondyneczka Lucy New, najwyraźniej kompletnie nie wiedząca, co ze sobą zrobić.
   - Ale genialne żarcie-zaparcie! - zawrzasnęła Bacy, przekrzykując głośną muzykę. - Ale będzie żrenie-zatwardzenie!
    Na te słowa Brenda wyraźnie poczuła mdłości, bo wstała i poszła sobie.
    I wcale się nie dziwię.
    Szybko poderwałyśmy z miejsc i dogoniłyśmy Brendę, która usiadła przy dalszym stoliku.
- To co robimy? - zapytała Lisa.
- Trzymamy się z dala od Bacy? - podsunęłam.
- Tak, to zdecydowanie dobry pomysł - zgodziła się Vicky. - Idziemy tańczyć?
- Dobra - powiedziała Brenda i rozsiadła się na fotelu. Spojrzałyśmy na nią. - No co? Czekam aż ktoś mnie zaprosi!
- No to sobie poczekasz - stwierdziłam. - Swoją drogą, dlaczego nikt jeszcze nie zaprosił Victoire? Impreza trwa już od pięciu minut.
- Pewnie dopiero jej szukają - mruknęła posępnie Lisa, po czym sięgnęła po butelkę piwa kremowego.
   Victoire puściła nasze docinki mimo uszu.
- Ale chodźcie zatańczyć! - nie ustępowała. - Chyba nie będziecie siedzieć przez całego Sylwestra!
- Ale my nie umiemy tańczyć! - powiedziałam i w tym momencie z tłumu wyłonił się Quirke. No ładnie, pierwszy startujący do Victy... Oczywiście przyciągnął ze sobą Iva, który i tak nie wiadomo co tu robił.
- Victoire Weasley! - zawołał Quirke. - Czy zechciałabyś mnie zaszczycić pierwszym tańcem...?
    Parsknęłam, rozbawiona tą kurtuazją. Lisa przejechała ręką po twarzy, jakby tego dokładnie się spodziewała. Vika już podchodziła do Quirke'a, kiedy z miejsca poderwała się Brenda.
- Nie możesz zatańczyć z Victoire, Quirke! - wypaliła. - Ona czeka tu na Teda Lupina, jak on zobaczy, że ty z nią tańczysz, to będzie chryja!
   Co ta Brenda bredzi? Victoire spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Brenda, co ty wygadujesz...?
   Quirke gapił się to na Vikę, to na Brendę.
- To jak? - spytał, najwyraźniej nieco zdezorientowany. - Tańczymy, czy nie...?
   Vicky wyprostowała się z godnością.
- Bien - zgodziła się.
- A ty jak chcesz, możesz zatańczyć z Ivem - rzucił Quirke w stronę Brendy , po czym on i Vi zniknęli.
   Brenda spojrzała za nimi z rozpaczą. Ivo przez chwilę milczał, jakby usilnie myśląc, po czym nagle chwycił Brendę za rękę i zaczął ją ciągnąć w stronę tańczących. Zaczęła się strasznie drzeć.
- Zostaw mnie, prostaku!
   Ale Ivo nie zamierzał chyba tak łatwo się poddać, bo szarpnął ją jeszcze bardziej, tak że o mało się nie wywaliła. Po chwili i oni znikli w tłumie.
   Ja i Lisa zostałyśmy same, a przed nami stała na stole pełna butelka.
- Zostałyśmy same - zauważyła odkrywczo Lisa. - To co robimy?
   Wiedziałam, że tak jak ja nie zechce tańczyć samotnie.
- Może napijemy się...? - zaproponowałam, nalewając jej kremowego piwa.
   Przez chwilę sączyłyśmy piwo kremowe w milczeniu. Właściwie oprócz nas nie siedział chyba nikt, poza struchlałymi czwartoklasistami i powoli zaczynałam czuć się dziwnie, widząc nawet najbardziej zatwardziałych kujonów z naszego domu, którzy wywijali teraz po środku pokoju wspólnego w szale sylwestrowej imprezy.
- Coś drętwa ta imprezka - odezwała się w końcu Lisa, po kilku niemiłosiernie długich minutach bezczynnego gapienia się przed siebie.
   Powoli pokiwałam głową.
- Nooo...
- Pamiętaj, że jeśli będę siedzieć do północy...
- Tak, tak, pamiętam.
- Albo do dwudziestej trzeciej - zmieniła nagle zdanie.
- Jak chcesz.
   Już nawet nie próbowałam jej przekonywać, żeby jednak została na dłużej. Sięgnęłam przez stół po bombowego karmelka i wsunęłam go do ust, obserwując tych wszystkich krukonów, których codziennie widywałam garbiących się nad książkami, a teraz świrujących pośrodku pokoju wspólnego. Po paru minutach milczenia podeszła do nas Lucy New, która najwyraźniej pozbyła się Bacy przy jakimś stoliku z większą ilością żarcia - i zaczęła coś do nas bardzo cicho mówić.
- Co?? - spytałyśmy.
- No bo czy wiecie jak zaprosić kogoś do tańca?! - krzyknęła.
- A czy my wyglądamy ci na osoby z doświadczeniem?
   Lucy tylko się zaczerwieniła i odeszła od nas.
- Przynajmniej ma zapał - westchnęła Lisa.
- Przynajmniej zaczęła działać! - powiedziałam. - A my tu mamy czekać aż jakiś palant łaskawie raczy nas zaprosić?
- A czy sama kogoś zaprosisz? - Lisa uniosła brwi. - Słuchaj, tamten chłopak ciągle się tu kręci, może chce zaprosić którąś z nas, ale się wstydzi?
- Chyba już prędzej szuka Victy, bo nie wie, że ona tańczy sobie w najlepsze z Quirkiem.
- Ale przecież tamta piosenka już się skończyła - zauważyła Lisa.
- To w takim razie ktoś inny ją zaprosił, zanim zdążyła do nas wrócić. - Wzruszyłam ramionami.
   I w tym momencie na fotel obok nas opadła zadyszana Brenda.
- I co?! - spytałyśmy ja i Lisa równocześnie.
- Taniec z Ivem... - wydyszała. - To była porażka! Próbował obślinić mi...
- Chciał cię...?! - ostatnie słowo nie przeszło Lisie przez gardło.
   Brenda spojrzała na nią, najwidoczniej roztrzęsiona i podjarana równocześnie, cała czerwona na twarzy z obrzydzenia wymieszanego z nieukrywanym zadowoleniem. Sprzeczne uczucia zawładnęły nią do tego stopnia, że przez chwilę zaczęła bełkotać coś niezrozumiałego, aż w końcu zawrzasnęła:
- ALE UDAŁO MI SIĘ ZATAŃCZYĆ Z QUIRKIEM!
- Super - skomentowałam.
- I co? - zapytała Lisa.
- Ciągle gadał tylko o Julii! - powiedziała Brenda obrażonym tonem. - Tak sobie myślę, że nawet dobrze, że została w dormitorium...
- A gdzie jest Quirke? - spytała Lisa, chyba bez szczerego zainteresowania.
- Poszedł po piwo... - odparła Brenda.
- Czyli że będzie jeszcze z tobą tańczył? - upewniłam się.
- Nie wiem. - Bredna zrobiła żałosną minę. - On chyba tak naprawdę wolałby zatańczyć z tą rudą maszyną do prac domowych, a nie ze mną.
   A więc to właśnie to zobaczyłam w filiżance Brendy na wróżbiarstwie w dniu bombardowania Iryta...! A więc to o to Brenda miała być zazdrosna... A raczej nie o to, tylko o kogo... Więc zdarza się, że przepowiednie Trelawney naprawdę się sprawdzają! Co za szok!
   I nagle ktoś przepchał się ku nam przez tłum, ale nie był to żaden chłopak. Była to Orellia Craig z Hufflepuffu, razem ze swoimi dwoma kumpelami - Claudią i Esme - tą dziewczyną, która chciała przefarbować włosy na różowo. Tyle że teraz tak się składało, że jej włosy naprawdę były różowe.
   Brenda aż otworzyła gębę.
- Szok, co nie? - zawołała na przywitanie jak zwykle rozchichotana Orellia.
- Kiedy wy to zrobiłyście?! - zapytałam, z wrażenia aż opuszczając butelkę z piwem kremowym.
- Przed chwilą! - Esme była rozpromieniona. - I jak?
- Różowo... - wyjąkała Lisa.
- Jak dla mnie bomba! - Brenda była zachwycona. - Myślicie, że dyra to przepuści?
- Szczerze? - Esme zastanowiła się przez moment. - Mam to gdzieś!
   Wszystkie dziewczyny się roześmiały.
- Dobra, chodźmy teraz do Paris i Sandry - powiedziała Claudia.
- Nie, musimy jeszcze pokazać chłopakom! - ożywiła się Esme, po czym ona, Claudia i Orellia oddaliły się, wciąż bez ustanku trajkocząc.
- No nieźle... - podsumowała Lisa.
   Trąciłam ją w bok, wskazując głową nadchodzącego w naszą stronę Quirke'a, dzierżącego dwie butelki piwa. Za nim podążała Victoire.
    No w końcu!
    Vicky usiadła obok mnie.
- No jesteś wreszcie! - zawołałam.
- Tańczyłaś z kimś? - spytała mnie Vi.
- Nie.
- Ouć.
- Widziałaś Esme Blythe?
- Tak.
- Zatańczysz? No nie daj się prosić.
   Odwróciłam się gwałtownie. Quirke stał przy nas ale na nas nie patrzył, bo mówił właśnie do... Julii?!
    Co ona tu robi na sto galopujących hipogryfów?!
    Victoire była chyba tak samo zdziwiona jak ja.
    Julia przez chwilę stała z zaciśniętymi ustami, jakby zastanawiała się, czy dopuścić się tej zbrodni, po czym nieznacznie kiwnęła głową i poszła za Quirkiem w tłum ludzi.
    Brenda fuknęła ze złością.
- Co ona na gatki Merlina tutaj robi! - wkurzyła się. - Przecież pisała wypracowanie!
- Może już skończyła - wymamrotała Lisa.
   No świetnie, to już nawet Julia i Brenda z kimś tańczyły, a ja nie!
- No chodźcie, zatańczymy we trójkę! - namawiała nas Vika, ale ja i Lisa byłyśmy nieugięte:
- Nigdy w życiu!
   Victoire wreszcie straciła cierpliwość.
- Jak siedzicie tu z ponurackimi minami, to nie dziwcie się, że nikt was nie zaprasza! - ofuknęła nas.
- Zobacz. - Wskazałam na miejsce, w którym na początku imprezki ślęczeli skupieni w ciasną grupę czwartoklasiści. Teraz siedzieli tam sami chłopcy; wszystkie dziewczyny zostały pozapraszane. - One miały bardziej ponurackie miny a widzisz, że wszystkie zostały zaproszone.
- Chyba raczej same się wymknęły, bo nie chciało im się ślęczeć w kącie. - Victoire machnęła ręką. - No chodźcie!
   Pociągnęła mnie i Lisę za ręce, tak że o mało nie przewróciłyśmy stolika.
- Co ty robisz?! - zawołała Lisa.
- Próbuję wciągnąć was w imprezę!
   Po czym wciągnęła nas w tłum.
   Szybko złapałam Lisę i Vikę za ramiona, żeby się nie zgubić. Wokół nas wszyscy tańczyli, skakali, śpiewali, fałszowali i wrzeszczeli. Nie wiadomo jak, w całym tym chaosie zobaczyłam Fiffie, która tańczyła z Jakiem Pattinsonem! No tak, przecież Nannah Stone była na imprezie gryfonów, żeby kokietować Spella Wooda. Właśnie, ciekawe kiedy Teddy zamierza zjawić się na naszej imprezie... I w tym momencie wpadłam na jakiegoś chłopaka z czwartej klasy, który chyba wymknął się Sherry Power razem z dziewczynami.
- Zatańczymy? - spytał się mnie.
    Co? Nawet go nie znam! Więc zanim zdążyłam się zastanowić, powiedziałam:
- Nie...
   Victa spojrzała na mnie jak na wariatkę.
- Pocky! - zawołała z wyrzutem.
- No co? - Zrobiłam niewinną minę. No bo w końcu miałam tańczyć z kimś, kto w zeszłym roku upił się whisky...?
- To był właśnie ten chłopak, który najmniej wypił! - powiedziała Vi, gdy jej to oświadczyłam.
- Ouć.
   I nagle jakichś dwóch chłopaków stanęło na przeciwko Lisy i jeden z nich zapytał się:
- Zatańczysz ze mną?
- Nie, to nie ona! - krzyknął jego kolega. - Przecież ta jest grubsza!
   Ten pierwszy palnął się w czoło, po czym oboje zwinęli się szybko z miejsca całego zajścia. Bałam się spojrzeć na minę Lisy w tym momencie, choć kątem oka można było dostrzec, że jej twarz przybrała barwę rozkwitłej piwonii, a usta zaczęły jej niebezpiecznie drżeć.
- Lisa! - krzyknęła za nią Vi, ale ta już odbiegła.
- Wyjdźmy z tego tłumu - powiedziałam.
   Zaczęłyśmy się przepychać i roztrącać ludzi. W końcu wyszłyśmy w kąt przy kominku, w którym  żarzyły się ostatnie węgielki. Miałam nadzieję, że Lisa, gdziekolwiek się nie wyrwała z tej kotłowiny ludzkiej, nie natrafiła przypadkiem na nóż do krojenia ciasta, bo prawdopodobnie właśnie teraz do reszty zawładnęły nią myśli samobójcze! Ale raczej pobiegła po prostu wypłakać się do dormitorium.
- Idziemy do niej? - Victoire spojrzała na mnie ze zmartwioną miną.
   Rozłożyłam ręce, tym samym unikając jednoznacznej odpowiedzi. Z jednej strony było mi szkoda Lisy z powodu głupoty tych dupków, zwłaszcza iż doskonale znałam poziom jej samooceny. Wiedziałam jednak, że gdybyśmy miały teraz pocieszać zapłakaną Lisę, zajęłoby nam to chyba dłużej, niż epoka wojen trolli. Wolałam więc nie podejmować w tej kwestii decyzji, przed czym ostatecznie uratował mnie...
- Teddy! - zawołała Victa, a zmartwienie Lisą zniknęło z jej twarzy momentalnie.
   Teddy Lupin wyłonił się ze zgrai wrzeszczących ludzi, w towarzystwie mojej młodszej siostry Fiffie. Stan jego granatowych włosów był taki, jakby Ted conajmniej wyrwał się właśnie z klatki pełnej milusich zwierzątek Hagrida. Fiffie natomiast uśmiechała pod nosem w jakiś dziwnie dla mnie podejrzany sposób, choć może to jedynie uprzedzenia starszej siostry...
- Nareszcie! - Teddy chyba się ucieszył na nasz widok. - Gdzie wy byłyście...
- Teddy, gdzie ty byłeś? - zapytała Vika.
- Cały czas tu! - odparł. - Tylko nie mogliśmy was znaleźć!
- A gdzie Domie? - spytałam się Fiffie, której uśmieszek stał się jeszcze bardziej zastanawiający niż wcześniej.
- A tańczy sobie z Matthew - odpowiedziała, przewracając oczami. - Chyba będę musiała iść ich przypilnować...
   Uniosła dłoń w geście pożegnania po czym wycofała się w tłum, zanim zdążyłam rzucić kąśliwą uwagą, że to raczej ja powinnam przypilnować ją i niejakiego Jake'a Pattinsona. Zaraz po jej odejściu zjawił się przy nas Seth Sorens z naszej klasy, który najwyraźniej chciał zaprosić Victę do tańca, ale widząc Teda, zwrócił się do mnie, a ponieważ jest nawet niczego sobie, zgodziłam się.
   Pozostawiłam więc Victę i Teddy'ego samym sobie. Właściwie było nawet fajnie, no może poza tym, że przez ułamek sekundy zdawało mi się, że widzę Bacy pokładającą się na stole.
- Pocky, a ty wiesz czy Victoire będzie cały czas z tym Lupinem? - spytał się mnie Seth, kiedy tańczyliśmy.
- Nie wiem, chyba tak.
- Aha... A ty nie będziesz z nim tańczyć?
- Nie wiem.
   Potem już tylko tańczyliśmy. A kiedy wracaliśmy, zobaczyłam Victoire tańczącą z Teddy'm, który nie wiadomo czemu zaśmiewał się z czegoś do rozpuku! Nawet kiedy piosenka się skończyła, oni nadal tańczyli póki nie zaczęła się kolejna.
   Pozbyłam się Setha przy musach-świstusach, po czym zaczęłam przepychać się przez uczniaków, szukając Lisy, ale nigdzie jej nie było. Za to zobaczyłam Lucy New, która siłą ciągnęła do tańca myszowatego chłopca z klasy Fiffie i Di, potem jednak całkowicie straciłam orientację. Pokój wspólny był zaciemniony, wszyscy wokoło byli wyżsi ode mnie, a nie dość, że skakali to jeszcze podnosili ręce do góry. Jakiś chłopak chyba nie zauważył, że drze mi się prosto do ucha, ktoś inny, którego płci w tym chaosie nawet nie rozróżniłam, boleśnie skoczył mi na stopę parę razy... I nagle, wśród wrzeszczącego tłumu ktoś na mnie wpadł. To był Spell Wood!
- Pauline! - powiedział na mój widok. Od kiedy to ja jestem z nim po imieniu? No ale dobra, niech mu będzie... - Wiesz, gdzie jest Victoire? - spytał się mnie. No jasne, tego właśnie się spodziewałam.
- Tańczy z Tedem Lupinem - odparłam, unosząc brwi.
   Spell wyglądał na skonsternowanego, najwidoczniej było mu głupio, że dziewczyna, którą chciał zaprosić, tańczy sobie właśnie z chłopakiem, którego wydał na pastwę dyrektorki, plotkujących uczniaków i krwiożerczego Booracka. Nagle przyjrzał mi się jakoś uważniej.
- Zatańczysz? - spytał.
- Co?! - krzyknęłam ze strachem.
- Zatańczysz? - powtórzył.
   W tym momencie pomyślałam, że chyba oczadział pod wpływem piwa kremowego. Właśnie zaczął się wolny! Wokół nas, chłopaki i dziewczyny zaczęli się obejmować i wolno obracać. Kiepsko by było, gdyby Spell Wood odbił teraz Victoire Tedowi...
   Lekko skinęłam głową.
   Spell objął mnie i zaczęliśmy się wolno obracać. To było... dziwne. Cały czas powtarzałam sobie w duchu: "Robię to dla Vicky, dla Vicky"... Miałam nadzieję, że Fiffie i Domie mnie nie widzą, bo nie dałyby mi żyć! Na dodatek ta piosenka była taka długa! A najdziwniejsze było to uczucie, że praktycznie każda dziewczyna w tej szkole byłaby w stanie mnie zabić, aby być teraz na moim miejscu, co właściwie oznaczało, że mogłam nie dożyć nawet końca tego wieczoru... Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, rozmyślając o tej ironii losu. Aczkolwiek i tak byłam rada, kiedy piosenka się skończyła.
   Zaczął się następny wolny kawałek. Ja i Spell (ale to idiotycznie brzmi) odnaleźliśmy Vicky, od której właśnie odchodził Seth. A więc dopiął swego i to właśnie z nim Vika teraz tańczyła! I po co ja się poświęcałam!
   Przy Vice ponownie pojawił się Teddy i widać było, że nie był zbytnio zadowolony. Nie zdążył jednak nawet wyrazić swojego sfrustrowania faktem iż Vic tańczyła wolnego z Sethem, gdyż zobaczył Spella Wooda - i jakby odrobinę go zatkało, po czym nagle wyrzucił z siebie w stronę Vicky na jednym wydechu:
- Vikatańczyszzemną?
- Co? - nie zrozumiała Vi.
- Zatańczysz ze mną? - powtórzył Teddy.
- Zatańczysz ze mną! - zaznaczył Spell.
    Teddy spojrzał na Spella jak na głupka. Wokół nas, pary wirowały w wolnym tańcu.
- Ee - wyjąkała Vika.
    Patrzyłam na nią z coraz większym niedowierzaniem. No chyba nie musi wybierać pomiędzy tymi dwoma!... Ale przecież gdyby Victoire wybrała Teda, znów musiałabym zostać sam na sam z Woodem... Pozostawiłam więc wybór Vicky.
   Victa westchnęła.
- Chodź, Spell - powiedziała w końcu, po czym posłała Teddy'emu przepraszające spojrzenie i zniknęła w tłumie. Ze Spellem Woodem oczywiście.
   Ted przez chwilę gapił się za nimi z niedowierzaniem, po czym odwrócił się w moją stronę; teraz jego twarz była kompletnie bez wyrazu.
- Widziałaś go? - spytał się mnie.
- No...
- Ja pierwszy poprosiłem Victoire!
- Ale ona już z tobą tańczyła.
- Ale nie wolnego!
   Zapadła chwila milczenia.
- Zatańczymy? - zapytał Teddy z rezygnacją.
- Okkk...
   No i zatańczyłam wolnego z Teddy'm Lupinem. To było o wiele lepsze od tańca ze Spellem, przynajmniej nie bałam się, że Di i Fiffie mnie widzą. Teddy chyba postanowił nic sobie nie robić ze Spella i Vicky i kiedy piosenka się skończyła, nie poszedł jej szukać.
   Znowu zaczął się szybszy kawałek i wszyscy zaczęli skakać i się drzeć. Ja i Teddy wyszliśmy z tłumu tuż przy drzwiach do pokoju wspólnego. Byli tam ci sami rośli szóstoklasiści pod prefekcimi rządami Sherry Power, którzy sprawdzali czy nie przemycamy whisky; teraz siedzieli ze znudzonymi minami, w czasie gdy Sherry tańczyła sobie w najlepsze z Markiem Towerem.
   Teddy podszedł do nich.
- Zmiana! - krzyknął. - Teraz my pilnujemy!
   Prawie że natychmiast zerwali się z miejsc i poszli sobie. I tym właśnie sposobem, wejście do pokoju pozostało bez ochrony.
   Przycupnęliśmy przy drzwiach, obserwując jak inni się bawią. Narazie chyba oboje mieliśmy dosyć tańców. Teddy patrzył na podskakujący tłum z kamienną twarzą, a ja byłam pewna,  że w środku aż się skręca ze złości na myśl, jak Vicky musi się teraz świetnie bawić z Woodem. Ja zastanawiałam się, co kierowało moją przyjaciółką wtedy, kiedy zamiast swojego przyjaciela, wybrała palanta, który specjalnie zatrzasnął się z nią w toalecie. Mało tego, palanta, który w noc napadu na gabinet Booracka, bez zająknienia oświadczył przed całą szkołą, do kogo należała peleryna niewidka.
   Naprawdę jej już nie wystarczy, że dziewczyny zazdroszczą jej krwi wili?... Teraz jeszcze musiała sobie przygruchać szkolne bożyszcze?
    - Tu jesteście! - Z tłumu wyłonił się przedmiot naszych wspólnych rozmyślań. - Wszędzie was szukałam!
- A, to ty - powiedział Teddy bez większego entuzjazmu. - Gdzie Spell?
   Victa spojrzała na niego z wyrzutem.
- Teddy, naprawdę przepraszam, że z tobą nie zatańczyłam.
- Nie ma sprawy.
- I tak zaraz Spella napadła ta Nannah!
- Doprawdy? Myślałem, że poszedł po piwo.
   Victoire spiorunowała go wzrokiem.
- Widziałaś chociaż Lisę? - przerwałam im pośpiesznie tę niebezpieczną wymianę zdań.
- Nie, nie widziałam - odparła Vi, po czym nieco pewniej uniosła głowę. - Byłam trochę zajęta.
   Teddy zacisnął szczęki.
- Porozmawiamy o tym później - powiedziałam szybko. - Teraz znajdźmy coś do picia.
   Wstałam i podeszłam do Vicky, jednak Teddy nie ruszył się z miejsca. Vic przewróciła oczyma.
- Teddy, mógłbyś już...
   Podniósł do góry rękę z palcem wskazującym, nakazując jej by była cicho. Ja i Vi spojrzałyśmy po sobie, zdziwione czego on mógł tak nagle nasłuchiwać w hałasie dudnień, wrzasków, śpiewów, fałszów, krzyków, muzyki i ogólnie imprezy. Teddy, widząc naszą dezorientację, bez słowa wskazał na drzwi od pokoju wspólnego.
   Ja i Victoire podeszłyśmy do zamkniętego wyjścia i razem z Teddy'm przyłożyliśmy głowy do drzwi.
- Kiedy różdżka sama iskry sypie? -usłyszeliśmy śpiewne pytanie kołatki.
- Nie wiem i gówno mnie to obchodzi! - odezwał się głos... Cristera! - A teraz wpuszczasz nas, czy nie?!
- Crister, przestaniesz się wreszcie zachowywać jak sklątka tylnowybuchowa pod wpływem Magicznych Detergentów Pani Skower? - Tym razem zza drzwi dotarły do nas słowa Laury. - Bo jeszcze te bubki pomyślą, że się naprałeś...
- No bo przecież się naprałem! - wrzasnął Crister.
- Chcesz, żeby Sherry Power zrobiła ci masakrę swoim magicznym patyczkiem? - odezwała się Carrie.
- A kogo ona obchodzi? - obruszyła się Laura. - Ona co najwyżej może wsadzić mu ten kijek w...
- ...oko - przerwała jej szybko Florence. - Bardziej bym się martwiła, do czego są zdolni ci kujoni krukoni!
   Ale w tej chwili ich wymianę zdań zagłuszyły wrzaski Cristera:
- OTWIERAJ, TY DURNA KOŁATKO!
   I zaczął walić i łomotać w drzwi, ale kołatka jak to kołatka, zapytała tylko:
- Kiedy różdżka sama iskry sypie?
- Można się było tego spodziewać - usłyszałam uwagę Seana.
- No, wiadomo, wszystko co jest związane z krukonami jest tak samo beznadziejne - wyparskała Rosalie. - Crister, uspokój się wreszcie! - dodała, kiedy Crister znowu zaczął walić w drzwi.
- Tylko zleję dupsko tej kołatce i wracamy...
   Ale w tym momencie Victoire otworzyła drzwi i powiedziała:
- Odpowiedź to Kiedy brak umiaru i równowagi!
- Nie mogłaś tak od razu?! - zawołali, a Scarlett mruknęła:
- Tak myślałam, że to coś takiego...
   Wpuściliśmy Paczkę Puchonów do pokoju wspólnego. Mimowolnie obejrzałam się za osiłkami, którym Teddy pozwolił opuścić wartę pod pozorem zamiany, potem rozejrzałam się za prefekciną Ravenclawu Sherry Power, która z pewnością obdarłaby nas ze skóry za to, że wpuściliśmy do salonu najbardziej znienawidzonych przez nią puchonów z (prawdopodobnie) nawalonym Cristerem na czele. Na szczęście jednak nie dostrzegłam jej nigdzie w pobliżu, natomiast nagle znikąd pojawiły się przy nas Fiffie i Di, a z nimi ci ich kolesie, czyli Matthew, Jake i jakiś ślizgon z drugiej klasy, którego kojarzyłam tylko z widzenia. Wyglądali na nieźle ubawionych.
- O, hej! - zawołała Domie. - A oni co tu robią?
- Przyszliśmy zobaczyć jak świętujecie i złożyć wam życzenia noworoczne - wyrecytowała Florence, jeszcze bardziej obwieszona kolczykami niż zwykle.
- A gdzie wasza kochaaaana prefekcina Sherry Power? - zainteresowała się Nickie.
- A pewnie tańczy gdzieś z Markiem Towerem... - wzruszyłam ramionami. - A co?
- Bo wiecie... - zaczęła przymilnie Rosalie.
- Skoro to ona utwierdziła naszego drogiego profesora Booraczka w tym, że to niby my rozwaliliśmy mu jego świątynię...
-...to pomyśleliśmy, że moglibyśmy odrobinę zlać jej dupsko! - dokończył Crister.
- Więc to nie wy podłożyliście jej mieszankę Lesera w październiku? - spytała Vi.
- Myślisz, że jesteśmy tacy prymitywni? - obraziła się Laura.
- A jak tam u was whisky w tym roku? - zapytała Fiffie.
- Crister kupił w Hogsmeade - wyznała Scarlett. - Ale dwie butelki na cały dom...
   Crister czknął.
- A jak tam fajerwerki? - spytała nas Nickie.
- A nic... - odparł Teddy. - Boorack nie pozwala.
- Ciota! - stwierdził Crister.
- No - odezwał się ten ślizgon z drugiej klasy, który przylazł tu z koleżkami Fiffie i Di. - Nie pozwolił nam robić Sylwestra i kazał ślizgonom iść spać!
- Co?!
- Jaki burak! - zawołała zaszokowana Flora.
- W każdym razie... - Crister odstawił na pobliski stolik butelkę po kremowym piwie, w której była whisky. - Wszystkiego najlepszego!
   Wyściskał wszystkich i gdy już mieli iść, chciał się napić ze swojej whisky, ale butelka była pusta! Mój wzrok padł na Fiffie, która dziwnie charczała i była cała czerwona... Ai wai! Fiffie przez przypadek wypiła whisky Cristera!
   Kiedy Paczka Puchonów z 5 kl. sobie poszła, znowu zaczęła się wolna piosenka. Fiffie i Di zniknęły gdzieś ze swoimi koleżkami, a Teddy spojrzał na Vicky.
- Victoire...
- Tak?
- Chodź.
   I poszli tańczyć wolnego.
   Ponieważ zostałam sama, postanowiłam jednak odnaleźć Lisę. Weszłam w tłum wolno obracających się par, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Zobaczyłam za to Brendę tańczącą w ramionach Quirke'a (musiała być tym zachwycona), oraz... Julię, która tańcząc z Sethem, po cichu się z nim kłóciła, dałabym głowę, że o system nauczania.
   Było jasne, że Lisa samotnie siedzi w dormitorium. Ja jednak wciąż krążyłam to tu to tam, rozglądając się po tańczących znajomych. Zwykle ostra i groźna prefekt Sherry Power chyba całkowicie się rozpłynęła w objęciach Marka Towera, bo wyglądała tak śpiąco, jakby zaraz miała zacząć chrapać na cały głos. Zastanawiałam się, gdzież to mogą się podziewać Teddy i Victoire, a także czy Spell Wood opuścił już pokój wspólny Ravenclawu. W końcu postanowiłam nie szukać już dalej Lisy, skoro ewidentnie jej tu nie było - możliwość tego, że jednak może gdzieś tutaj jest i z kimś tańczy, nie równała się nawet z prawdopodobieństwem iż zagłębia się właśnie w depresji w zaciszach dormitorium. Przeczesałam wzrokiem po raz ostatni tańczące pary, ale dostrzegłam jedynie Lucy New, która siłą wyrywała do tańca kolejnego chłopaka... Może powinnyśmy jej powiedzieć, że wystarczy poprosić...?
   I nagle wpadłam na kogoś z takim impetem, że stuknęliśmy się głowami.
   Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
- Przepraszam - powiedziałam i nagle poznałam go. To był Simon! Zdawał się być kompletnie niewzruszony tym, że o mało co nie rozwaliłam mu czaszką szczęki.
- Chcesz zatańczyć? - spytał się lekko.
   W jednej chwili serce mi przyspieszyło, a myślenie się zwolniło.
- Tak w zasadzie to... - wyjąkałam. - Szukam kogoś...
   Simon tylko spojrzał na mnie tak, jakby dokładnie wiedział, że to kłamstwo, po czym zniknął w tłumie.
   Ale przecież nie kłamałam!
   Lecz w duchu wiedziałam, że zaniechałam poszukiwań Lisy dobre parę minut temu.
   Kiedy wyszłam poza pary tańczących, byłam jeszcze zbyt oszołomiona aby zrozumieć, co właściwie przed chwilą zaszło i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że mam ochotę się zabić! Co ja najlepszego zrobiłam? Co ja robię! Tańczę wolnego ze Spellem Woodem, a potem odmawiam tego samego Simonowi?! Po prostu nie rozumiałam, co się ze mną dzieje.
   Podeszłam do stolika i odstrzeliłam sobie butelkę piwa kremowego. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że koło mnie stoi Dominique i robi dokładnie to samo.
   Z jakiegoś nieznanego mi powodu wyglądała na niezwykle wkurzoną.
- Widziałaś Teda i Victoire? - spytała się mnie przez zęby, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, z tłumu wyłonił się Matthew Lion.
- Chodź Domie, Teodor wymyślił coś mega!
   I zniknęli wśród kłębowiska ludzkiego.
   Świetnie. Zostałam sama ze swoim problemem.
   Z tłumu obejmujących się par wyłonił się Peter Caldwell.
- Widziałaś Teda i Victoire? - zadał mi dokładnie to samo pytanie co przed chwilą Di.
- Tańczą - odparłam smętnie i upiłam łyk z butelki. Miałam już dosyć tych wszystkich ludziów, którzy gadali ze mną tylko po to, żeby dowiedzieć się gdzie jest Victoire. Ona chyba naprawdę podoba się wszystkim w tej szkole! Spostrzegłszy, że nie jestem w nastroju do rozmowy, Peter zniknął gdzieś między uczniakami, zapewne w celu znalezienia sposobu na zabicie Teda... No cóż, niech żałuje, że tak szybko się zwinął, bo piwo kremowe naprawdę było bardzo dobre.
   Odwróciłam się i wreszcie zobaczyłam ją: Lisa siedziała na pobliskim fotelu i cała zalewała się łzami! Podeszłam do niej.
- Dziesięć po dwudziestej trzeciej - wyszlochała na mój widok i to powiedziało mi wszystko.
   Ouououou. Ou.
- Proszę, nie idź jeszcze! - zawołałam. - Na pewno jeszcze z kimś zatańczysz!
- Lepiej nie kłam, Pauline Glam.
- Wcale nie kłamię - rzekłam to chyba bez większego przekonania.
- A ty z kimś tańczyłaś? - spytała się mnie zasmarkanym głosem.
   Nie wiem czemu akurat w tym momencie postanowiłam być szczera.
- Tak. Z Sethem, Spellem i Tedem.
- Ze Spellem? Spellem Woodem?
- Tak - wycedziłam. - Ale oni tańczyli ze mną tylko dlatego, że Victoire była zajęta.
- Jasne! - Lisa zaśmiała się przez łzy. - Za skromna jesteś, Pocky!
- Ale tak było! - krzyknęłam. - Seth tańczył ze mną, bo Victa była z Tedem, Spell bo Victa była z Tedem, Ted bo Victa była z... zajęta...
   Szybko urwałam wyliczanie tego łańcuszka, bo dopiero teraz zrobiło mi się naprawdę przykro. Czy ktoś w ogóle zaprosił mnie, bo naprawdę chciał ze mną zatańczyć? Tak. Simon. Tylko że ja z jakiegoś niewiadomego powodu musiałam odmówić!
   Zanim Lisa zdążyła mi odpowiedzieć, rozszlochała się jeszcze bardziej.
- Ja wracam do do-do-dormitorium! - I zaczęła mi szlochać w ramię.
   No dalej debile, zapraszajcie ją! powiedziałam sobie w duchu, wypatrując jakiegoś obiektu na horyzoncie, ale raczej nie zanosiło się na to by ktoś do nas podszedł. Kompletnie oszołomiona, rozejrzałam się wokół. Na brodę Merlina, dlaczego nikt tu nie przychodzi? Co się dzieje? Tymczasem Lisa moczyła mi łzami sukienkę coraz bardziej i bardziej.
   I nagle zobaczyłam zarys postaci, która zbliżała się do naszego fotela. No nareszcie! pomyślałam, ale natychmiast zmieniłam zdanie, kiedy okazało się, że to znowu Simon!
   Zmierzył mnie spojrzeniem. Przez chwilę gapiliśmy się na siebie, aż w końcu Simon powiedział, nadal nie odrywając ode mnie wzroku:
- Chodź zatańczyć.
   Jednak wiedziałam, że nie mówił tego do mnie.
   Lisa podniosła głowę.
- Ta-ak - zgodziła się ze zdziwieniem, wycierając policzki z łez.
   Wstała i razem poszli w stronę tańczących. Dopiero na odchodnym Simon odwrócił się i zasalutował mi z ironicznym wyrazem twarzy.
   Teraz to już nie miałam nawet ochoty się zabić. Teraz miałam po prostu ochotę wsadzić głowę w misę z kremem śmietankowym i pozostać tam do końca tej imprezki. Dlaczego pech przepowiedziany mi przez Trelawney tak fatalnie musi się sprawdzać! Z tłumu przede mną wyszła Vika w towarzystwie Teda.
   Czemu musieli być tak wkurzająco rozpromienieni!
- Pocky! - zawołała Vi. I oczywiście to pytanie! - Tańczyłaś z kimś?
- Nie - odparłam. - Ale... - Szybko ugryzłam się w język.
- Co? - spytała.
- Nic, nic...
- Za czterdzieści pięć minut północ - odezwał się Ted.
- Super - mruknęłam.
- Coś nie jesteś w zbyt rozrywkowym nastroju - zauważył Teddy.
- Nie.
   I nagle do moich nozdrzy dotarł silny odór potu. Zaraz zorientowałam się, co go wydziela - Bacy! Dlaczego ta dziewucha musi się przypałętać w najmniej odpowiednim momencie? No tak, przecież teraz leciała wolna piosenka, do której Bacy nie mogła tańczyć, bo nikt nie byłby w stanie objąć jej w pasie. Ale i tak najgorsze było to, co Bacy powiedziała w chwilę później:
- Pauline Glam, czy to prawda, że tańczyłaś wolnego ze Spellem Woodem?
   W tym momencie miałam ochotę ją zadusić!
- Co?! - wrzasnęli Vika i Teddy.
- Tańczyłaś... z... WOODEM?! - wydyszał Teddy. - Wolnego??!
- Ja chciałam tylko spytać - Bacy poklepała się z uciechą po brzuchu - czy całowaliście się zboczenicowo?
- Co?! - tym razem to ja wrzasnęłam. - Bacy, wynocha stąd, bo sama cię wykopię!
- Jasne, jasne! - rzekła Bacy. - Bo takie chucherko jak ty wykopałoby taki kawał dobrego mięcha jak ja!
   Kawał dobrego mięcha. Dobrze powiedziane!
- Bacy, na drugim końcu pokoju wspólnego rozdają ciacha, musisz tam iść! - powiedział Teddy.
- O! Ciacha? - I sobie poszła. Vicky i Teddy, jakby tylko na to czekali, przyklękli przy moim fotelu.
- Naprawdę tańczyłaś z Woodem, czy to tylko urojenia Bacy? - spytał natychmiast Teddy.
- A nawet jeśli, to co? - zapytałam z lekka wyzywającym tonem, czując jak pali mnie pod skórą ze wstydu.
- Z Woodem? Z Woodem? - powtarzał wciąż Teddy, nadal wstrząśnięty.
- Przecież Victa też tańczyła z Woodem i co? - parsknęłam.
- Ale Victa była pod jego presją!
- Pod presją was obu...
Odezwała się Vi:
- Teddy, jeżeli Spell podoba się Pocky, to...
- Nie! Nie! - krzyknęłam. - Już bardziej Boorack mi się podoba niż on!
  I wtedy podeszła do nas Lisa, cała rozpromieniona po tańcu z Simonem. Świetnie, kolejna będzie mi przypominać o drugim błędzie, który popełniłam tego wieczoru.
- Lisa! - wykrzyknęła Vic. - Z kim tańczyłaś?
   Już nie mogłam tego słuchać.
- Z Simonem. - Lisa była cała w rumieńcach, nawet śladu nie pozostało po jej szlochaniu. - Było tak cudownie...
- Serio? - wycedziłam przez zęby.
- To on w ogóle jest na imprezie? - zdziwiła się Vika.
- Oczywiście! A co się stało Pocky?
- Nic mi się nie stało - burknęłam.
- Właśnie widzę! - Lisa uniosła brwi. - Pokłóciłaś się z kimś?
- Nieee...
- No to chodźmy! - Wstała i pociągnęła nas w tłok drących się i wrzeszczących uczniaków.
    Znów ogłuszyły mnie zewsząd otaczające nas głośne śpiewania i dudnienie muzyki. Szczerze mówiąc, teraz to ja planowałam zrealizować pierwotny plan Lisy - czyli po północy od razu zawinąć się do dormitorium. Miałam wrażenie, że ten jeden wieczór bardziej nadwyrężył mnie psychicznie niż cały rok 2012, wiedziałam jednak, że teraz moi przyjaciele nie pozwolą mi odejść. Znajdując się w samym centrum hałasu i sylwestrowego szaleństwa na codzień kujonowatych krukonów, ciążyły mi bardzo mieszane uczucia co do ostatnich godzin - chciałam cieszyć się razem z Teddy'm i Victoire, ale z drugiej strony miałam wrażenie, iż oni cieszyli się moim kosztem... Zamknęłam oczy i pozwoliłam, by poniósł mnie skaczący tłum, po czym wszystkie uczucia ze mnie uleciały.
   I nawet się nie obejrzałam, kiedy zaczęło się odliczanie:
- Dziesięć, dziewięć, osiem... siedem, sześć, pięć... cztery, trzy, dwa...
- JEDEN!!!
   Wszyscy wyciągnęli różdżki i wystrzelili z nich iskry i mini-fajerwerki pod sufit. Ja także wystrzeliłam mini-fajerwerk, który poleciał w górę, robiąc spiralę.
   Zaczął się 2013 rok. Lat trzynaście ukończyłam wprawdzie w maju ubiegłego roku, ale chyba dopiero teraz zaczynała się dla mnie Prawdziwa Trzynastka.



___________________________________________________




 

Tak więc odpoczywamy od rewelacji o III Wojnie Czarodziejów i...
Witamy w świecie rozterek młodocianych miłości,
czyli
WALKA KTO Z KIM SZARPNIE DZIKIEGO DENSA NA SZKOLNEJ IMPREZCE.
Hope u like it.
A teraz...
✴ Fajerwerki Filibustera proszę ✴
DZIĘKUJĘ ZA PONAD 

5000 WYŚWIETLEŃ! 

Tak, jedną połowę nabiła mi garstka ludziów, którzy niecierpliwili się spóźnionymi rozdziałami, a drugą ja sama. Ale i tak Wam dziękuję xD 
Oczywiście jak zwykle zapraszam do korzystania ze wszystkich opcji przeznaczonych dla czytelników na tym blogu.
I to w sumie tyle.
(Tak, znów przeze mnie macie załatwioną wizytkę u okulisty xD)
Enjoy!

Nox /*

~ Tita Pocky



18 komentarzy:

  1. Ale się naczytałam!
    To jednak Krukoni nie są tacy drętwi. Bo wiesz ja jestem w połowie Krukonką i jestem bardzo drętwa i sztywna na imprezach (musisz mi uwierzyć na słowo) ;)
    Sądzę, że ze mną na imprezie byłoby podobnie i też podpierałabym ściany bo nie dość, że jestem sztywna to jeszcze głos do baletu, a nogi do opery.
    U Ciebie na blogu jest tyle postaci, że ciągle muszę odwiedzać zakładkę ze spisem bohaterów, bo cały czas się gubię...
    I strasznie szkoda zrobiło mi się Lisa, a Pocky jeszcze bardziej tańczyła z tymi kolesiami dlatego, że Victorie była zajęta, a jak raz ktoś naprawdę chciał z nią zatańczyć to nie wiedzieć czemu domówiła.
    Naprawdę podziwiam Cię, że ty ogarniasz te wszystkie postacie.
    I powiem Ci, że ja osobiście naprawdę lubię Julię, a nie mam pojęcia dlaczego?!?!?
    Kocham zagadkę z Krukiem, bo ja ogólnie Kruki kocham całym swym nieczułym sercem. <3
    Boorack to straszna wredota byłoby tak super jakby mogli zrobić pokaz fajerwerków z wieży astronomicznej =D ;)
    A to zdanie rozwala system (Tak nawiasem, to po co McGonagall ta cała spiżarnia z trunkami)?
    Tak więc już się mogę doczekać kolejnych rozdziałów, które mam nadzieję będą tak samo długie
    ~ rozentuzjazmowana MrocznaKosiarka =d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego właśnie zrobiłam tak wyczerpujący spis postaci - ponieważ wiedziałam, że jest ich u mnie naprawdę dużo, a wszystkie należy do tego ogarniać... Krukoni odżyli na ten wieczór, świętują kolejny nadchodzący rok wkuwania xd A Julia...? Ciekawa jestem czym wzbudziła Twoją sympatię. Może antagonistyczną postawą wobec Brendy...?
      Ty za to napisałaś długi komentarz, z czego niezmiernie się cieszę ^^
      Rozdziały będę się starać dodawać średnio co dziesięć dni - ale jeszcze nie wiem czy to mi wyjdzie, wiec to nieoficjalne info.
      Z banalnymi życzeniami miłych wakacji ~ Tita Pocky

      Usuń
  2. No nareszcie! Łuchu!
    Normalnie się poczułam jakby ten rozdział był tylko dla mnie! Pocky z tym "tańczą ze mną tylko dlatego, że Vicky jest zajęta" była TAK TOTALNĄ DOŁUJĄCĄ SIĘ MNĄ, ŻE MASAKRA!! Samoocenę to ja mam na poziomie Lisy, a pecha takiego jak Glam. Ze mną na szkolnych imprezach (o ile zaszczycę ich swoją obecnością) tańczą tylko dlatego, że zakładają się kto zatańczy z większą ilością dziewczyn. (Faceci ...)
    Jak im ten Boorakowaty idiota nie pozwolił wystrzelić fajerwerków z Wierzy Astronomicznej to powinni je (razem z paczką Puchonów) wystrzelić u niego w gabinecie! Zemsta!
    Simon jest super! Jak Pocky nie chciała z nim tańczyć to nie! Zatańczył z Lisą! Och jakie to słodkie!
    Impreza fajna. Kujoni Krukoni muszą odreagować cały rok uczenia się. W pełni rozumiem. Jednak dalej jest dla mnie dziwne, że ludzie z wszystkich domów są tak różni. Oni niby są w domu w którym są, ale ich charaktery nie pasują do tych domów.
    No, ale pozostało nam czekać na kolejny rok szaleństwa i zagadek by Pocky & Vicky!
    Zapraszam również do mnie na nowy rozdział przed przerwą wakacyjną.
    No to weny!
    ~ Cameleon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie mam najlepszego podejścia do imprez, co chyba widać xD Proponowana przez Ciebie zemsta na Booracku byłaby wyśmienita, ale powtórka z napadu chyba już w ogóle sprawiłaby, że dziewczyny wyleciałyby ze szkoły... Simon się zemścił na Pocky, jak widać skutecznie. A kwestia przydzielania różnych ludzi do tego samego domu... Przecież nikt nie jest jednakowy, a domy w Hogwarcie nie są jak frakcje w Niezgodnej. Percy i Hermiona nadawali się przecież jak ulał do Rav'u, a jednak byli w Gryffindorze, tak samo jak Neville, u którego nikt przecież nie podejrzewał odwagi. Tak naprawdę przydzielanie do poszczególnych domów ma na celu rozwijanie naszych najlepszych cech, a nie klasyfikowanie do oddzielnych typów.
      Dziękuję za wenę i pozdrawiam! ~ Tita Pocky

      Usuń

  3. Simon, Lisa, Victa, Teddy, Domie, maaaaaaaaamo....
    Współczuję Pocky.
    Ona tak no i no i ona się poświęca ale...
    Wrożbiarstwo to zło
    Aaaaamen!
    .
    Kropka nienawiści prosto dla tej imprezy!
    Wszyscy się dobrze bawili, tylko nie Pocky...
    Potwierdzam to, co napisąła Mroczna Kociarka: spiżarnia z trunkami rozwala system xD
    Życzę Pizzy doprawianej weną i czasem do pisania! ^^
    ~Wikkusia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam jak inni Czarodzieje wspominają mnie w komentarzach <3
      Więc, dziękuję =D

      Usuń
    2. Pocky dziękuje za Twoje współczucie...
      Kropka nienawiści xD
      A ja dziękuję za pizzę z weną, bardzobardzo! Ale się przez Was objem tą weną...
      Do następnego ~ Tita Pocky

      Usuń
  4. Zostałaś nominowana do mojego LBA! http://marvel-wanilia.blogspot.com/2015/07/psy-moja-wieczna-fobia-lba.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też nominowałam Cię do LBA!! http://harry-potter-nastepne-pokolenie.blogspot.com/2015/07/rozdzia-x-realistka-ze-skonnosciami-do.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  6. Heeejka!
    Czemu wszystkie szkolne imprezy są do kitu? I umnie i u ciebie? Fajnie to opisałaś, aż śmiać mi się chciało gdy wyobraziłam sobie Pocky przedzierającą się prze dziki gąszcz ludzi. :)
    Ją od zawsze wiedziałam, że wróżbiarstwo to złooo! Przez trzy o!
    Simon się mści, a Pocky chowa głowę w misę z śmietaną!
    Twój rozdział pozwala system! Chcę więcej notek! Więcej! Więcej
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział, ale tym razem z wojną.
    - Izi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że wszyscy bardziej zwracają uwagę na Simona i Pocky niż na Teda i Vicky xD TO BARDZO ŹLE...
      Imprezy jak to imprezy, zwłaszcza krukońskie pod wodzą Sherry Power.
      Będzie więcej notek!
      Z poważaniem ~ Tita Pocky

      Usuń
  7. Zostałaś nominowana do LBA!
    http://hp-era-zjednoczenia.blogspot.com/2015/07/libster-blog-award-czyli-jak-zostaam.html
    - Izi

    OdpowiedzUsuń
  8. MEGAAAAA ♡♡♡ uwielbiam twojego bloga!!! Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Zarąbiście cudowna notka! ♥

    Najpierw błędy, miejmy to za sobą! Zauważyłam dwa:
    "Lisa zaczęła tradycyjnie... a Victa zaczęła układać włosy..." - tu jest powtórzenie, a drugi:
    "Dziesięć, dziewięć osiem..." po dziewięć zabrakło przecinka. Nic więcej nie ma. Czuj się usatysfakcjonowana! :D

    Drętwe imprezy sylwestrowe, skąd to znam? :P Tym bardziej, że każdego sylwestra spędzam albo z książką, albo z przyjaciółką. Po prostu nie lubię imprez, i tyle. A Teddy i Vickes rozwalają system! No i jak tu ich nie kochać? Simon i Pocky też są spoko. Zemsta i misa xd Dobre.

    Julia jest typem osoby, z którą nigdy w życiu bym się nie zaprzyjaźniła - szara myszka, często płacze, nieśmiała. Chociaż takie osoby najczęściej potrzebują po prostu wsparcia :)

    Zawsze jak piszesz o Bacy Phellps, pokładam się ze śmiechu. Dosłownie. Żarcie zaparcie - made my day! xDD

    Czyżby Domie też podobał się Teddy? Uh-oh. Albo uważa, że siostra nie ma już dla niej czasu... Kurde, muszę to wiedzieć!!!

    Ostrzegam, że od 17 do 26 nie skomentuję żadnej notki, gdyż albowiem (kocham to wyrażenie!) będę na obozie harcerskim. Miłych wakacji życzę! Pozdrawiam i weny.

    ~ Marta ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz ja Cię poprawię: Lisa, nie Julia!
      Haha, oj tak, jestem jak najbardziej usatysfakcjonowana tak małą ilością błędów. Zwłaszcza, że ten rozdział musiałam pisać na telefonie, także jak na takie warunki nie jest źle ^^
      Błędy, rzecz jasna, poprawię... A o Domie się nie martw, jest twarda! I również miłych wakacji życzę i dziękuję ~ Tita Pocky

      Usuń
  10. Świetnie piszesz !
    Natrafiłam na twój dziennik przypadkiem po przeczytaniu jednej takiej książki . Twoje opowiadanie jest świetne i może sie równać z niektórymi książakmi. Więc co moge jeszcze powiedzieć ? Czekam na następny i życzę weny bardzo , bardzo dużo weny!!

    Zła

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za tak pozytywną opinię :) Nie wiem, czy moje opowiadanie nadawałoby się na książkę, dlatego takie porównanie to dla mnie duży komplement! Następny rozdział może się trochę opóźnić, ponieważ jestem teraz na wyjeździe... Tak więc na razie życzę po prostu fajnych wakacji xd ~ Tita Pocky

      Usuń

Jeżeli sądzisz, że w dobie komputerów sztuka komentowania zanikła... (zwłaszcza wśród czytelników), to niezawodny znak, że jesteś
MUGOLEM❣