niedziela, 22 marca 2015

7. Kara za karę

29. 09. 2012 r. SOBOTA

    Dwa dni mijają niepostrzeżenie. Fiffie wciąż chodzi koło mnie i się ciska, a kiedy pytam się co w nią wstąpiło, odpowiada:
   - Bo nic się nie dzieje!
   I jest to prawda. Na razie nic, nic a nic, żadnych wyrzutów, żadnych zażaleń, żadnego podkładania mieszanek Lesera, żadnego podstępnego przesyłania nam nierozcieńczonej ropy czyrakobulwy, żadnego podejrzanego pufka pigmejskiego, który narobiłby nam na poduszki (oprócz pufka Brendy), właśnie, żadnych pierdzących poduszek, gryzących filiżanek i tym podobnych gadżetów, żadnego eliksirowego niewypału wylanego nam do kufrów, żadnych zaczarowanych dźgających widelców i w ogóle żadnej jawnej zemsty ze strony puchonów, na froncie wroga pusto i cicho jak różdżką machnął.
   Teraz właśnie weszłam do biblioteki na mój szlaban za zdemolowanie gabinetu Booracka. Pani Pince patrzy na mnie spode łba, bo chociaż kompletnie nie wie za co jestem ukarana, jest całkowicie (i może słusznie) przekonana o mojej winie.
   - Posprzątaj te książki - warknęła do mnie na przywitanie, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi. Pani Pince prowadzi mnie do rzędu pod literą "S" - Musisz ogarnąć te papierzyska, Bacy Phellps znowu zapomniała wziąć swojego wypracowania, skaranie boskie z tymi bachorami, ja już bym z tym zrobiła porządek!
- Oczywiście, pani Pince.
- Posprzątaj jeszcze te książki, ten mały ślizgon znowu o mało co nie wydarł strony z  Mugoloznastwa dla opornych, a Orellia Craig poplamiła okładkę Poradnika Czarownika, trochę atramentu wylało się na blat, ale mam nadzieję, że doprowadzisz to wszystko do porządku!
- Tak, pani Pince.
- Potem poukładasz książki i powsadzasz na odpowiednie półki, ci piątoklasiści znowu porozwalali księgi na całym stole! Ja już nie mam do nich cierpliwości, ale jeszcze tam, w Dziale Niewidzialności kilka książek spadło jakiemuś grubasowi, musisz je pozbierać i posegregować zgodnie z plakietkami na półkach. Lepiej żeby nic się nie zgubiło, bo wtedy od razu lecę do dyrektorki! Ten siódmoklasista znowu wyszczerbił brzeg blatu, a te krzesła oczywiście też trzeba będzie uporządkować!
- Dobrze, pani Pince.
- Jeszcze ta książka. Znowu znalazła się na podłodze! Wsadź ją na półkę, a potem następną godzinę spędzisz na segregowaniu kartoteki. Niech wreszcie będzie tu jakiś porządek!
- Tak, pani Pince.
- No, zacznij od tych książek. Masz na to wszystko godzinę, a potem kartoteka!
- Godzinę? - wymsknęło mi się.
   Reakcja była natychmiastowa. Pani Pince otworzyła usta w kształt potępiającego "o" tak szeroko, że zobaczyłam wszystkie jej krzywe zęby, zrobiła się czerwona na twarzy, a oczy wyszły jej na wierzch. Przez chwilę myślałam, że zacznie na mnie wrzeszczeć, ale ona tylko przez moment piorunowała mnie wzrokiem, po czym zacisnęła usta i odeszła zamaszystym krokiem, wściekle machając różdżką na prawo i lewo, a wokół niej książki wyrównywały się na półkach.
   Ach, och, jak mogłam popełnić tak straszliwy błąd! Tydzień szlabanu w bibliotece nauczył mnie, że tylko grzeczne przytakiwanie i milczenie mogły spowodować, że pani Pince będzie tak samo niemiła, ale przynajmniej nie będzie się czepiać. Chociaż ona i tak zawsze się czepiała, ale teraz będzie się czepiać jeszcze bardziej. Gdybym była grzeczna cały czas, nasze wymiany zdań wyglądałyby mniej więcej tak:
P. Pince: Ale układaj równo! Tu ma być porządek!
Ja: Dobrze, pani Pince.
I tyle.
Natomiast gdybym była NIEgrzeczna, wtedy wyglądałoby to troszkę inaczej:
P. Pince: Ale układaj równo! Tu ma być porządek.
Ja: Przecież układam tak jak pani kazała.
P. Pince: To ja kazałam układać ci krzywo?!
Ja: Kazała mi pani układać równo i układam równo...
P. Pince: Tylko bez pyskowania mi tutaj! Je tu jestem od wydzielania kary, mnie się szanuje!
Ja: Dobrze...
P. Pince: Dobrze?! Aaaagh! I widzisz co robisz fajtłapo!
Ja: Układam...
P. Pince: Nie pyskuj!
I tak w kółko...
   Dlatego raczej wolałam ograniczać się we własnych komentarzach.
Ten wieczór zapowiadał się raczej niemile.
  Pani Pince pomaszerowała do rzędu z literą "W" i wspięła się na drabinę.
- Dzisiaj przyjdzie pan Filch, odmaluje drzwi do Działu Ksiąg Zakazanych - mruknęła. - I myślę - dodała, już nieco głośniej - że starczy ci jeszcze czasu Glam, żebyś odkurzyła wszystkie górne półki.
   Zrezygnowana, oddaliłam się do rzędu ksiąg na literę "S" i zaczęłam zbierać książki i pergaminy pozostawione tu przez Bacy Phellps. Ta dziewucha zostawiła tu mnóstwo papierów i chociaż pani Pince mówiła tylko i wyłącznie o wypracowaniu, było też tam mnóstwo jej śmieci. Na jednej kartce chyba tłumaczyła komuś za pomocą koślawych rysunków działanie poduchy-pierdziuchy, na innym kawałku pergaminu nabazgroliła marną karykaturę Merlina, na następnym papierze zobaczyłam wreszcie pierwsze zdanie jej pracy ale tylko pierwsze, bo pod spodem nagryzmoliła już tylko takie bezsensowne napisy jak "CZECHO LECHO" i tym podobne. Gdy w końcu znalazłam jej wypracowanie zorientowałam się, że jest ono napisane pismem Paris Lowendby. Pomyślałam sobie, że muszę uświadomić Paris aby lepiej uważała, którym pierwszakom pomaga.
  Poza tym, praca Bacy była tylko jedną wielką stratą pergaminu.
  O tej porze w sobotę mało osób znajduje czas na siedzenie w bibliotece, oczywiście poza Julią McDuck (czasami także w towarzystwie Paris). Na początku, czyli w pierwszych dniach mojego szlabanu, Julia odnosiła się do mojej kary raczej potępiająco i w czasie gdy ja pracowałam, ona chowała się ze swoimi książkami i nie chciała się do mnie nawet przyznać. Jednak po trzech dniach w końcu się przełamała i zaczęła sprzątać ze mną, co było bardzo pomocne jeżeli chodzi o jej zaangażowanie. Tak, Julia McDuck idealnie pasuje do klimatów biblioteki i bardzo chętnie pomagała mi porządkować książki, rozpoznając swoje ulubione tytuły i rozwlekle mi o nich opowiadając. Szkoda tylko, że trwało to tylko przez dwa dni, bo kiedy pani Pince skapnęła, że Julia mi pomaga - wpadła w szał. Zaczęła wrzeszczeć nie tylko na mnie ale i na Julię, co dla tej ostatniej było oczywiście ogromnym szokiem. A kiedy pani Pince zagroziła, że wyrzuci ją z biblioteki, to Julię tak strach obleciał, że powróciła do swojej poprzedniej postawy. Co jak co, ale nawet jeśli przyjemnie jej pomagać mi przy książkach, to nigdy nie może zostać wyrzucona z biblioteki na zawsze.
   Teraz Julii nigdzie nie było widać, ale byłam prawie pewna, że schowała się w Dziale Niewidzialności. Często się tam teraz chowa ze swoimi książkami, odkąd pani Pince wywrzeszczała jej to kazanie.
   Kiedy już ogarnęłam śmieci Bacy, drzwi otworzyły się i zgodnie z zapowiedzią pani Pince, do biblioteki wszedł Filch dzierżący w ręku wielki pędzel, a za nim Dominique, taszcząca spory kubeł brązowej farby.
  A ja już się martwiłam, że przez dwie godziny będę skazana na Filcha i panią Pince! Zapomniałam jednak, że Dominique ma swój szlaban u tego zgreda i że będzie mu pomagać w malowaniu.
   Dominique wyszczerzyła się do mnie i zrobiła minę za plecami woźnego. Pomyślałam, że na jej miejscu już dawno cisnęłabym Leviosą w ten kubeł farby, ale przypomniałam sobie, że oni przecież jeszcze tego nie przerabiali, co wydało mi się dziwnie zabawne.
   Przez chwilę Filch i pani Pince stoją przed Działem Ksiąg Zakazanych, lustrując drzwi wzrokiem i wygłaszając między sobą opinie typu "Jak ci uczniowie paskudnie odrapali te drzwi"! W tym czasie Dominique stawia kubeł farby na ziemi i przedrzeźnia ich na migi. Podeszłam do niej.
  - Fajną będziesz mieć robotę - mruknęłam - A ja tu muszę się męczyć ze śmieciami twojej koleżanki...
Domie znów wyszczerzyła do mnie zęby.
- Której?
- Czecho Lecho - odpowiedziałam tylko posępnie, na co ona parsknęła śmiechem.
W tym momencie Filch i pani Pince odwracają się.
- Nie śmiać mi się tu! - warczy pani Pince - To jest biblioteka, nie cyrk!
-  Byłaś kiedyś w cyrku? - szepcze do mnie Dominique, pochylając się po pędzel.
- Czarodziejów?
- Glam, wydaje mi się, że masz swoją robotę?!
- Tak pani Pince - westchnęłam. - Cześć - powiedziałam do Di. - Muszę posprzątać bajzel Orelli.
   Podczas sprzątania zastanawiam się czy w jeszcze jakiś sposób mogę się zetknąć z resztą dziewczyn na szlabanie u starej Pince. Fiffie ma szlaban u Flitwicka, który polega chyba po prostu na przepisywaniu zdań, w każdym razie może mogłaby tu przylecieć po jakąś książkę o zaklęciach, która byłaby potrzebna Flitwickowi. Ale w jaki sposób mam zetknąć się na karze z Victoire, która ma szlaban w skrzydle szpitalnym? Może gdyby pani Pomfrey potrzebowała jakiejś książki magomedycznej, posłałaby tu Victoire. Ale ona chyba ma wszystko czego jej trzeba w swoim gabinecie, a poza tym jest obstukana z magomedycyny...
   Biedna Victoire. Pewnie teraz musi szorować nocniki w skrzydle szpitalnym bez użycia czarów.
   Na moim szlabanie pozwolono mi używać zaklęć, głównie dlatego, że w bibliotece jest mnóstwo roboty i muszę się szybko uwijać. W skrzydle szpitalnym, Victa w zasadzie tylko asystuje, albo lata po jakieś rzeczy, więc "ci z góry" uznali, że niepotrzebna jej będzie różdżka. Dominique może czarować, ale wszyscy i tak wiedzą, że pierwszy miesiąc w szkole to niewiele i ona jeszcze w zasadzie nie potrafi rzucić żadnego skutecznego zaklęcia, tak samo Fiffie. Ja wprawdzie posiadałam umiejętność wyczyszczenia blatu w atramencie za pomocą czarów, mogłam lewitować książki na półki i odkurzyć, ale nic poza tym.
   Plama na okładce książki Orellii okazała się być jedynie małą plamką, co i tak w przekonaniu pani Pince było zbrodnią. Natomiast prawdziwym kłopotem był blat. Atrament na nim już wysechł do reszty, trochę więc mi zajęło oczyszczanie go różdżką, zwłaszcza że jeszcze nie do końca opanowałam to zaklęcie... Potem podeszłam do stołu, na którym nie było ani jednego wolnego kawałka blatu - wszędzie walały się porozwalane stosy ksiąg.
   Już wiedziałam - ta wredna starucha specjalnie dała mi tę robotę, bym nie mogła gadać z Dominique! Zaczęłam szybko szperać w mojej pamięci w poszukiwaniu jakiegoś pomocnego zaklęcia, ale na nic się to zdało; nie znałam żadnych czarów, którymi mogłabym posegregować te tomiszcza w szybkim tempie. Było oczywiste, że na półki powędrują za pomocą Leviosy, ale najpierw musiałam je poukładać zgodnie z porządkiem alfabetycznym... Mogłabym użyć zaklęcia przywołującego, ale Accio przerabia się dopiero w 4 klasie, tak samo z takimi fajnymi zaklęciami jak Drętwota i tego spowalniającego akcję... Gdy przywołałam w pamięci panią Pince, która po prostu macha różdżką, a wszystkie książki od razu lecą na swoje miejsca, tylko pogorszyło to sytuację. Kiedy mogłabym się nauczyć tej zmyślnej sztuczki? Na pewno nie tu. Na pewno nie teraz.
   Układanie i segregowanie książek zajęło mi tyle czasu, że przez chwilę bałam się iż moja godzina już minęła i dostanę opieprz za to, że nie zdążyłam zrobić większości prac. Jednak zegary w bibliotece były chyba zaczarowane; zostało mi jeszcze półtorej godziny.
   Praca mugolskimi sposobami zaowocowała jednak wspaniałym uczuciem ulgi, gdy w końcu mogłam zawołać Wingardium Leviosa, zrobić obrót i trach, a potem już tylko z zadowoleniem odprowadzać stosy na kolejne półki.
   Poszłam do Działu Niewidzialności, gdzie kilka książek spadło jakiemuś grubasowi. Nie zobaczyłam tam Julii, ale w końcu to był Dział Niewidzialności, a w nim nigdy nic nie wiadomo.
   Potem już poukładałam tylko krzesła, bo wyszczerbionego blatu nie umiałam naprawić, podniosłam książkę, która "znowu znalazła się na podłodze!", odstawiłam ją na miejsce, po czym mogłam zając się czyszczeniem wszystkich górnych półek.
   Zaczęłam od działu sąsiadującego z Działem Ksiąg Zakazanych. W czasie gdy ja, stojąc chwiejnie na szczycie drabiny, odkurzałam różdżką górne półki, na dole Dominique prztykała się z Filchem.
   - Maluj równo! - mówił właśnie Filch.
- Maluję równiej od pana! - odparła Dominique z werwą, energicznie machając pędzlem przy drzwiach.
- Wszyscy smarkacze, tak samo bezczelni...! - mruczał Filch ze złością. - Gdyby tylko znali dawne sposoby karania... Gdyby one nadal były dozwolone...
- Najwidoczniej  nadal dozwolone - mówi głośno Di. - Bo szlaban u pana to rzeczywiście najgorsza kara! Dziwne, że przez te stulecia, przetrwało to aż do dziś...
Filch pozezował na nią z wściekłością.
- Gdybyś musiała wisieć pod sufitem w lochu przywiązana na łańcuchach za nadgarstki, tak jak wielu innych przed tobą, to byś inaczej śpiewała! - wycharczał. - A jakie skuteczne kary miała pani profesor Umbridge...!
   O Dolores Umbridge wiedziałam tylko jedno: że razem z Fineasem Nigellusem Blackiem była najmniej lubianym dyrektorem Hogwartu, a potem skończyła w Azkabanie. Jednak Domie urodziła się w rodzinie czarodziejów, którzy wielokrotnie musieli obsmarowywać Umbridge podczas wspólnych kolacyjek, bo Dominique okazała się dobrze obeznana w temacie.
   - Uważa pan, że zarzynanie komuś ręki to rzeczywiście dostateczna kara za pyskowanie na lekcji? - ironizuje teraz Di. - A może pochwala pan sposoby karania za czasów Drugiej Wojny Czarodziejów?
  Filch na chwilę wytrzeszczył oczy tak, że aż zaszły mu one łzami.
- Powinno się ciebie wygnać do Zakazanego Lasu na pożarcie przez wilkołaki! - parsknął. - Dominique Weasley, ruda i tak samo bezczelna jak jej wujowie...
- Po pierwsze: nie jestem ruda - wilowata duma Domie została wyraźnie urażona. - A po drugie: o jakich wujach pan mówi, bo chyba nie o moim wujku Percy'm?
   Filch rzucił jej wściekłe spojrzenie.
- Fred i George Weasley'owie, rok 1989 - włamanie do mojego gabinetu, rok 1990 - wpuszczenie trzech zębatych frisbee do łazienki prefektów, rok 1991 - wysadzenie sedesu i zanieczyszczenie fekaliami całego korytarza na pierwszym piętrze...
- Wysadzenie sedesu? - Dominique chichocze.
- A teraz na co wyrośli? - wścieka się Filch. - Obaj na takich samych błaznów, prowadzą jakiś dziecinkowaty sklep z dureństwami dla dzikusów ich pokroju, a gdzie oni właściwie doszli...
Dominique nagle spoważniała.
- Wujek Fred nie żyje... Nie wiedział pan?
Filch wybałuszył na nią oczy.
- Jak to? Nie żyje? - wybełkotał. - Ale, kiedy...?
- W Bitwie o Hogwart, podczas Drugiej Wojny.
- Co?! - woła Filch. - Przecie ja tam był!!
  Ale Dominique już nic nie mówi tylko odwraca głowę, dalej malując swoją część drzwi, jakby dalsza rozmowa z woźnym była poniżej jej godności. Filch, wciąż jeszcze w wielkim szoku, zabiera się za swój pędzel.
   Właśnie wytarłam ostatnią półkę, kiedy usłyszałam całą serię dźwięków: huk, ucieszny pisk Dominique, głośne przekleństwo Filcha, jeszcze większy rumor, wrzask woźnego i oczywiście krzyki pani Pince.
   Szybko zeskoczyłam z drabiny i pobiegłam na miejsce zamieszania. Moim oczom ukazał się straszny widok: Filch leżał w plamie rozlanej farby obok drabiny, naokoło niego krążyła rozhisteryzowana pani Pince, a Dominique stała nieco z tyłu; najwyraźniej to ona przewróciła kubeł z farbą, na co Filch, który malował górną partię drzwi, spadł z drabiny.
   Filch kulił się na podłodze boleśnie pojękując. Pani Pince sama poleciała po panią Pomfrey. Głupio nam trochę było stać z Dominique nad kulącym się przed nami Filchem, bo zanim któraś z nas w końcu zdecydowała się do niego podejść, już przyszła bibliotekarka, prowadząca panią Pomfrey razem z Victoire. Victoire! No to teraz jeszcze tylko Fiffie do szczęścia potrzeba.
   - Argusie! - zawołała pani Pomfrey, a Victoire zrobiła coś, na co żadna z nas nie mogła się zdobyć: kucnęła przy Filchu w kałuży farby. Pani Pomfrey przysiadła obok niej.
- Spadł z drabiny! - pani Pince załamała ręce w tragicznym geście.
Pani Pomfrey wymruczała jakieś oględne medyczne stwierdzenia oglądając Filcha, po czym powiedziała:
- No tak. Do skrzydła szpitalnego!
Pani Pince dyszała ciężko z emocji.
- A-ale... Można mu pomóc? - spytała.
- Naturalnie, że poskładam pana Filcha w przeciągu sekundy - odparła pielęgniarka z ledwo dostrzegalną nutką zniecierpliwienia. - wyczarowała nosze, po czym zwróciła się do Victoire: - Ty pobiegnij przed nami, trzeba przygotować posłanie dla pana Filcha.
   Victoire wstała, pomachała do nas i szybko pobiegła korytarzem. Ja i Dominique pomogłyśmy pani Pince i pani Pomfrey wciągnąć Filcha na nosze.
   Bibliotekarka jeszcze przez chwilę rozmawiała z pielęgniarką za drzwiami, przez co mogłam wymienić parę komentarzy zdarzenia z Dominique.
- Może przez ten upadek przyspieszą mu emeryturę? - wyraziła swoje nadzieje Di.
- Przynajmniej na najbliższe dni możesz się pożegnać ze swoim szlabanem - zauważyłam.
- Już ci dyrektorka coś wymyśli, ty się nie martw! - wróciła pani Pince. - A teraz za karę sprzątać mi tu ale już!
   Już nie zajęłam się kartoteką tego wieczoru. Razem z Dominique do późna szorowałyśmy z farby podłogę. Bez użycia czarów.



_________________________________________________

Jeden komunikat: Trochę bez sensu publikować coś, skoro prawie nie ma odzewu... Ktoś tu w ogóle jest? ;-;

~ Tita Pocky








4 komentarze:

  1. Ja tu jestem. Ty się nie martw. Ja tu jestem. I czytam. I chcę więcej.
    Piękne ;') Znaczy się nie szlaban, to to jest zuuuue, ale to, żer Filch spadł z drabiny!
    Buahahahaha! To kara za nie pamięć o Fredzie [*] !
    Vicky, Domi, Pocky, Fiffi (niezapominajka!) tak bardzo im współczuję... One tylko jednorożca chciały uratować...!
    Hah, pani Pince, takiej bibliotekarki to ja bym nie chciała mieć...
    Pozdro, życzę więcej czytelników, komentarzy, weny i czasu do pisania! ^^
    ~Wikkusia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czytam :) Ze ten Filch jest tak niepoinformowany :) cudoowny, rozdzial nie Filch oczywiscie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. O, mamo! Przeczytałam wszystkie rozdziały w środku nocy i mam nadzieję, że nie obudziłam moim piskliwym chichotem żadnego z domowników.
    To mój pierwszy fanfick z Tedem, Victoire (nie licząc jednego, typowego romansu, którego no... nie wspominam za dobrze) i Dominique i jestem totalnie zachwycona. I chyba pierwszy raz polubiłam wszystkich głównych bohaterów opowiadania!
    (w komentarzu "poskaczę" trochę z rozdziału na rozdział)
    Przy tym jak się okazało, że Filch nie wie o śmierci Freda zaczęłam śmiać się jak wariatka chociaż to było bardzo, bardzo niewłaściwe. No bo biedny Fred [*]
    Klarensjo to mój ulubiony centaur, uwielbiam gościa (czy centaura można nazwać gościem?).
    "Ravenclaw zawsze uważał puchonów za leniów i nierobów, a co dopiero tegorocznych piątoklasistów." - a podobno do Hufflepuffu trafiają ci pracowici. XD W ogóle coś czuję, że przez moją olbrzymią miłość do tego domu Paczka Puchonów zostanie moją ulubioną grupą bohaterów. XD
    No nic, z niecierpliwością czekam na nowy rozdział.

    PS: Może gdybyś włączyła możliwość anonimowego komentowania to tych komentarzy byłoby więcej? Bo może nie wszyscy mają konto google itp. Ja np. długo nie miałam/nie używałam i już miałam z anonima komentować, a tu nagle "o, nie można"

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę nieogarnięty ten Filch że nie zorientował się, kto zginął w bitwie o Hogwart. Generalnie świetnie opisałaś tą całą sytuację z Pince i Filchem, i cały szlaban. Co prawda szlabany to zło największe, ale w ff zazwyczaj okazują się strasznie zabawne :D
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli sądzisz, że w dobie komputerów sztuka komentowania zanikła... (zwłaszcza wśród czytelników), to niezawodny znak, że jesteś
MUGOLEM❣